Historia rejonu PPN

Spis treści

Nie przypadkiem w XIX wiecznym Słowniku Królestwa Polskiego pojawia się wzmianka ,,W kilku miejscach na polach Brusa znaleziono siekierki krzemienne, starannie obrobione". Badania archeologiczne przeprowadzone na tym terenie potwierdzają liczne stanowiska osadnictwa już od paleolitu schyłkowego.

PALEOLIT

Około 10 tys. lat p.n.e. tereny Polesia zaczęła stopniowo porastać roślinność tundrowa. Pojawiły się zwierzęta charakterystyczne dla strefy subarktycznej, które przyciągnęły koczowniczych łowców.

Myśliwi polowali na renifery, a ich kości, ścięgna i skóry wykorzystywali w życiu codziennym. Poroże reniferów oprócz krzemienia i drewna było podstwawoym materiałem do wyrobu narzędzi. Większość tych myśliwych - koczowników zwanych „łowcami reniferów" było przedstawicielami kultury świdersko- mazowszańskiej.

MEZOLIT

Środkowa epoka kamienia (8000- 4500 lat p.n.e.).W okresie tym występują znaczne zmiany klimatyczne.

Tereny Polesia zostały pokryte lasami, co wiązało się z pojawieniem się nowych gatunków zwierząt związanych ze środowiskiem leśnym. Jednocześnie zaczęły zanikać gatunki zimnolubne. Człowiek z myśliwego terenów otwartych stopniowo przeobraził się w typowego mieszkańca lasu. Choć łowiectwo nadal pozostawało jego podstawowym zajęciem, nie mniej istotne stało się zbieractwo i wynikające z obfitości zbiorników wodnych rybołówstwo.

NEOLIT

Najmłodsza epoka kamienia która dzieli się na neolit właściwy (ok. 4500 -3200 lat p.n.e.) i eneolit (ok.3200- 1800 lat p.n.e.). W okresie tym następuje stabilizacja trybu życia ludności co doprowadza do stałego osadnictwa związanego z uprawą ziemi i hodowlą zwierząt.

Dla pozyskania gruntów pod uprawę stosowano technikę żarową, polegającą na wypalaniu obszarów leśnych. Obok uprawy ziemi drugim ważnym działem gospodarki człowieka neolitycznego stawała się hodowla zwierząt. Nie mniej jednak równie istotne pozostały tradycyjne metody pozyskiwania żywności: zbieractwo, łowiectwo i rybołówstwo. Nadal podstawowym surowcem do wyrobu narzędzi i broni był krzemień, jednak coraz częściej zaczęto używać też kamienia, z którego wyrabiano pierwotne żarna.

Na terenie tym występowała kultura amfor kulistych oraz kultura ceramiki sznurowej.

 

EPOKA BRĄZU

Epoka brązu rozpoczęła się wraz z pojawieniem się pierwszych wyrobów z brązu ok.1800 roku p.n.e. i trwała do ok.700 roku p.n.e.

W dalszym ciągu podstawowym materiałem do wyrobu narzędzi i broni był krzemień. Krzemienne siekierki i groty włóczni były już wówczas bardzo dobrze wykonane i wykańczane techniką retuszu powierzchniowego. Do produkcji urządzeń stosowanych w życiu codziennym wciąż używano rogów, kości, drewna, a do produkcji naczyń także gliny.

Liczne odkrycia archeologiczne na terenie całego Poleskiego Parku Narodowego potwierdzają istnienie kultur: Chłopice - Vesele, trzcinieckiej, łużyckiej i mierzanowickiej. Podstawą egzystencji mieszkańców tych terenów była uprawa roli, hodowla zwierząt oraz łowiectwo, zbieractwo i rybołówstwo. Do zajęć wykonywanych w gospodarstwach należało też plecionkarstwo i tkactwo. W budownictwie zarówno mieszkalnym jak i obronnym powszechnie używano drewna.

EPOKA ŻELAZA

Epoka żelaza rozpoczęła się ok. 700 roku p.n.e. Zastosowanie w tej epoce narzędzi żelaznych przyczyniło się do szybkiego rozwoju gospodarki tych terenów.

Metody gospodarowania w epoce żelaza nie uległy istotnym zmianom. Nadal podstawą gospodarki była hodowla zwierząt i uprawa ziemi. Człowiek w tej epoce nie zrezygnował też z łowiectwa, zbieractwa i rybołówstwa. Znacznie rozwinęło się na tym terenie tkactwo a szczególnie plecionkarstwo. Z trzciny wyplatano maty a z wikliny kosze, pojemniki na zboże, ściany domostw a także płoty, które w nie zmienionej formie przetrwały na Polesiu do dzisiaj nosząc nazwę „Tyn".

Na przełomie III i II wieku przed naszą erą teren Polesia stanowił czasową bazę pobytową germańskich plemion Bastarnów i Skirów. Osadnictwo ustabilizowało się dopiero ok. VII wieku, po okresie wędrówki ludów. Z tego czasu pochodzi wczesnośredniowieczna osada słowiańska w Wytycznie.

ŚREDNIOWIECZE

Teren Polesia Lubelskiego, jak również teren dzisiejszego Poleskiego Parku Narodowego, począwszy od VII wieku był stosunkowo dość licznie zasiedlony. Po okresie wędrówki ludów w VI - VII wieku na te tereny zaczęły napływać plemiona słowiańskie z terenów geograficznego Polesia.

Licznie występująca na polach ceramika fragmentów naczyń dowodzi że w tym okresie istniały dość duże osady słowiańskie w Wytycznie na prawym brzegu rzeki Włodawki, na gruntach dzisiejszej wsi Andrzejów i Wielkopolu, gdzie znajduje się zespół 11 kurhanów wczesnośredniowiecznych.

W IX - XI wieku na terenie dzisiejszego Poleskiego Parku Narodowego istniał wczesnośredniowieczny zespół osadniczy. Grody istniały w Andrzejowie, Karczunku, Wereszczynie, Wielkopolu i Kulczynie Koloni, co potwierdzają ostatnie badania archeologiczne. Grody te prawdopodobnie stanowiły część kompleksu grodów nazywanych w źródłach staroruskich „Grodami Czerwieńskimi". Stanowiły one system umocnień pogranicznych, które obsługiwały wczesnośredniowieczny trakt handlowy wychodzący z Kotliny Chodelskiej poprzez Lublin i dorzecze Prypeci aż do Kijowa.

Prawdopodobnie granice terytorialne „Grodów Czerwieńskich" wytyczały naturalne granice rzek z ich rozlewiskami. Wschodnią granicę stanowiła rzeka Bug, zachodnią rzeka Wieprz, od południa Huczwa, a granicę północną stanowiło koryto dolnej Włodawki.

Za panowania Mieszka I tereny te należały do państwa Polan. W roku 981 zostały one zajęte przez Włodzimierza Wielkiego i wcielone do Rusi. Granica z Polską przebiegała wówczas na Wisłoku, Wieprzu i środkowym Bugu. Pozostawała ona niezmieniona aż do 1018 roku, do czasu wyprawy kijowskiej Bolesława Chrobrego, który obszar Grodów Czerwieńskich przyłączył do Polski. Jednak już w 1031 książę Jarosław Mądry, korzystając ze sprzyjającej sytuacji politycznej za rządów Mieszka II, wciela te tereny ponownie do Rusi. Kolejna wyprawa na Kijów w 1069 roku Polaków pod wodzą Bolesława Śmiałego włącza je do Polski. W latach 1118-1188 obszar Grodów Czerwieńskich jest pod panowaniem książąt Ruskich. W roku 1188 książę Roman, objął na krótko Halicz, z którego został usunięty przez Węgrów. Ponownie zasiadł na tronie halickim, który zdobył przy udziale polskich wojsk księcia Leszka Białego w 1199 roku. Za co uznał zwierzchność Polaków do tych ziem.

W roku 1204 jest między innymi wzmiankowana w latopisie hipackim osada książęca w Wereszczynie, 1205 roku w Andrzejowie. W 1212 roku książę Leszek Biały miał wcielić Wereszczyn do swego państwa. W 1217 roku cały region pomiędzy Wieprzem a Bugiem został zajęty przez ruskiego księcia Daniela. Na obszar ten w 1241 roku nastąpił wielki najazd tatarski pod wodzą Batu - chana. Kolejny był w 1256 roku pod wodzą Kuremsa (Kurmysia), a następnie w grudniu 1259 Tatarzy pod wodzą Borondy, wraz z posiłkami ruskimi spustoszyli ponownie ziemię chełmską i lubelską. Zajęli wówczas Lublin. Ostatni najazd tatarów kipczackich pod wodzą Telebugi chana na te ziemie miał miejsce w 1287 roku.

Około roku 1325 na Rusi wygasła dynastia potomków Romana. Ostatni jej przedstawiciele, książe Halicza Lew i książe włodzimierski, zginęli w tajemniczych okolicznościach. Tron halicko - włodzimierski uzyskał książę mazowiecki, krewny Władysława Łokietka Bolesław Trojdenowicz, wraz z wyznaniem prawosławnym przyjął imię Jerzego II. Na zjeździe w Wyszechradzie w 1339 roku Bolesław Trojdenowicz wyznaczył na swego następcę, w razie bezpotomnej śmierci, króla polskiego Kazimierza Wielkiego. W rok później został otruty przez bojarów, którym nie odpowiadała jego propolska polityka. Ziemię chełmską i bełską opanowali Litwini. W latach 1349-1377 odbyły się kilkakrotnie polskie i litewskie wyprawy odwetowe. W 1377 roku przeciwko litewskiemu księciu Jerzemu Narymuntowiczowi wystąpił król węgierski, który po zwycięskiej wyprawie chciał ziemie te wcielić do Węgier. W tym celu Ludwik Węgierski powierzył ich zarząd starostom węgierskim. Do roku 1378 namiestnikiem Ludwika w Rusi był książe Władysław Opolski. Bezpośredni związek Chełmszczyzny z Węgrami trwał nawet po śmierci Ludwika, gdyż urzędnicy węgierscy sprawowali rządy w imieniu królowej Marii. Dopiero królowa Jadwiga w roku 1387 połączyła te ziemie na powrót z Polską. Ziemia chełmska w 1434 roku nie weszła w skład utworzonego województwa ruskiego.

Nie bez znaczenia jest występująca w Ziemi Chełmskiej podwójna administracja kościelna, określająca dodatkowo jej odrębność. Obydwie diecezje obejmowały taki sam teren, to jest Ziemie Chełmską i województwo bełzkie. Diecezja łacińska powstała jeszcze w latach 1358 lub 1359, kiedy to został mianowany pierwszy biskup chełmski. Nie objął on wówczas diecezji, gdyż ziemia należała do pogańskiej Litwy. Na trwale dopiero ugruntowana została ta diecezja przez Władysława Jagiełłę w roku 1414, który równocześnie wyposażył ją znacznymi dobrami, zaś definitywnie zorganizowana przez biskupa Jana Biskupca (1417 - 1425). Jagiellonowie opiekowali się również prawosławną diecezją. Władysław Warneńczyk wydał w roku 1443 w Budzie przywilej, w którym ubezpieczał swobody chełmskiej diecezji wschodniej, uwalniając biskupa prawosławnego między innymi od władzy urzędników ziemskich i królewskich.

Współistnienie to trwało i dalej aż do wieku XVIII, z tym tylko, że w roku 1473 została siedziba diecezji katolickiej przeniesiona do Hrubieszowa, a następnie w roku 1490 - do Krasnegostawu, bez zmiany diecezji, natomiast diecezja prawosławna przeszła pod koniec XVI wieku do kościoła greckokatolickiego.

W latach 1446-1447 prawdopodobnie powstała wieś Sosnowica należąca do rodu Sosnowskich herbu Nałęcz, wzmiankowana w 1505 roku, leżąca w północno-zachodniej części rejonu przyszłego PPN.

Piętnastowieczne źródła również wymieniają z 1462 roku miejscowość Hańsk położoną w pobliżu wschodniej części rejonu przyszłego PPN, która następnie staje się siedzibą rodową rodu Hańskich.


ODRODZENIE

Wiek XVI

W 1520 roku nastąpiły na tym terenie zmiany administracyjne. Ustalono granicę pomiędzy Polską a Litwą na rzece Włodawce. Większość obszaru tego rejonu znalazła się w prowincji małopolskiej należącej do królestwa polskiego.

Nowa fala osadnictwa na tym terenie przypada na połowę XVI wieku, co związane jest z sprzyjającą temu sytuacją polityczną. Polska z Litwą w 1569 roku potwierdziła w Lublinie wcześniej zawartą (Lublin 1386r.) unię przez Władysława Jagiełłę, którą podpisał król Zygmunt August. Powstają wówczas, wzmiankowane w źródłach historycznych, nowe miejscowości a rozbudowują się już istniejące. Są to między innymi Wola Wereszczyńska (1511), Łomnica (1539), Stary Brus (1564), Lejno (1564), Zienki (1564), Wołoskowola (1564) i Pieszowola (1564), jako Piesia (Psia) Wola, Łomnica (1569), a ponownie wspomniane już istniejące od średniowiecza Andrzejów (1564) i Wereszczyn (1564).

Siedziba rodowa Wereszczyńskich herbu Korczak w Wereszczynie była w tamtych czasach znacząca. Około połowy XV wieku władał nią niejaki Fedor Wereszczyński, ożeniony z Małgorzatą Sosnowską herbu Nałęcz. Jeden z jej braci był władyką chełmskim, a drugi oficjałem chełmskim, obrządku rzymsko - katolickiego. Ciekawe bardzo dzieje Andrzeja, syna Fedora, i rywalizacji obu wujów o wpływ na duszę siostrzeńca opowiada syn Andrzeja, Józef, opat sieciechowski a potem biskup kijowski, kaznodzieja i pisarz polityczny. W domu Andrzeja Wereszczyńskiego bywał jako gość dość często Mikołaj Rej. Rej ożenił się w 1531 roku z Zofią Kosnówną Kościeniówną, która w wianie daje mu swe dobra dziedziczone w ziemi chełmskiej i włodawskiej. Tak stał się właścicielem dóbr w Andrzejowie, Hańsku, Kulczynie, części Wereszczyna i Woli Wereszczyńskiej. W dobrach tych przebywa po ślubie kilka lat. Szczegóły jaskrawe o Reju podał Józef Wereszczyński w broszurze ,,Gościniec pewny niepomiernym moczygębom" (Kraków, 1585). Szczegóły o swej rodzinie podaje tenże pisarz w dziełku: „Wizerunek na kształt kazania uczyniony" (r. 1585). W Wereszczynie istniała cerkiew parafialna pod wezwaniem Soboru Najświętszej Marii Panny, wzmiankowana od 1510 roku, obrządku wschodniego, później unicka.

 

 Mikołaj Rej


W październiku 1569 roku synod obradujący w Brześciu przyjął, uroczyście proklamując unię brzeską wyznaniową i wezwał wszystkich wiernych Kościoła wschodniego w Rzeczypospolitej do jej zaakceptowania. Unici przyjęli wszystkie dogmaty katolickie i zwierzchność papieża, zachowali natomiast swoją tradycję, obrzędy, w miarę dużą samodzielność administracyjną, instytucję małżeństwa niższego kleru oraz kalendarz juliański. W dniu 5 września 1595 roku na zjeździe duchowieństwa łacińskiego i wschodniego, pod przewodnictwem Cyryla Terleckiego proklamowano ,, Umowę duchowieństwa łacińskiego i ruskiego" . W dokumencie tym zawarte były warunki przyszłej egzystencji Kościoła unijnego i stosunków, zarówno z Kościele katolickim jak i państwem. W uniwersale z 15 grudnia 1596 król Zygmunt III uznał zawartą unię w Brześciu.

Wiek XVII

W pierwszych latach XVII wieku powstała większość budowli sakralnych, głównie cerkwi unickich, które niestety nie dotrwały do obecnych czasów, zniszczone w zawieruchach wojennych. Były to: drewniana cerkiew unicka w Wytycznie (około 1600 r.), w której przed najazdem kozaków w 1648 roku był święty Andrzej Bobola, cerkiew w Wereszczynie, wzmiankowana w 1510 roku, a po zawarciu unii wyznaniowej unicka, cerkiew parafialna grecko-katolicka pod wezwaniem Św. Praksedy w Woli Wereszczyńskiej, wzmiankowana od 1620 roku oraz drewniany kościół rzymskokatolicki wzniesiony w latach 1631 - 1634 z fundacji Zofii z Zamiechowskiej Januszowej Tyszkiewiczowej właścicielki, części Wereszczyna, cerkiew unicka w Lejnie i drewniany kościół obrządku łacińskiego w Sosnowicy zbudowany w 1678 roku z fundacji Katarzyny z Zamiechowskich Sosnowskiej, wdowy po Oktawianie Sosnowskim mieczniku bracławskim.

Za jego gospodarowania w 1685r powstaje w Sosnowicy parafia i wówczas prawdopodobnie osada otrzymuje prawa miejskie.

 Oktawian Sosnowski

Okres początkowego rozkwitu tych ziem został zahamowany w połowie XVII wieku przez liczne wojny. W 1648 roku wybuchło powstanie kozackie Chmielnickiego, które ogarnęło cały ten rejon. Wiele osad i wsi zostało wówczas zniszczonych w wyniku najazdów kozaków. Kolejne wojny z Moskwą i Szwecją spowodowały dalsze zniszczenia, a zarazy i głód zdziesiątkowały jej mieszkańców.

Wiek XVIII

Od połowy XVIII wieku Sosnowica należała do Józefa Sosnowskiego, hetmana polnego litewskiego. W latach 1741 -1753 rozbudował tu on swoją rodową siedzibę zamieniając ją w rezydencję.

 hetman Józef Sosnowski

 Ludwika Sosnowska

 

Rezydencja hetmana Sosnowskiego w Sosnowicy, dwór całkowicie zniszczony w 1915 r. Wybudowane zostały też koszary dla wojska. Hetman miał dwie córki, z których Ludwika, zwana w domu z francuska Luizą stała się romantyczną bohaterką romansu z Tadeuszem Kościuszką absolwentem Szkoły Rycerskiej, który w roku 1774 przybył do koszar wojskowych w Sosnowicy jako młody kapitan artylerii. Wkrótce zaproszony został do dworu. Państwo Sosnowscy zawarli umowę z kapitanem, że ten podejmie się kształcenia ich córek; Katarzyny i Ludwiki. Kościuszko zamieszkał w jednej z dwóch bocznych oficyn (w północnej) otaczających pałac. Bardzo szybko nawiązała się między młodymi, Tadeuszem i Ludwiką, nić sympatii, a zaraz potem i miłości. Kościuszko pełen dobrych intencji poprosił hetmana o rękę córki. Dumny magnat oświadczyn wysłuchał, ale je odrzucił wypowiadając słowa ,,Synogarlica nie dla wróbla, córka magnacka nie dla byle jakiego szlachetki''. Tego Kościuszce było zanadto i w porozumieniu z Ludwiką postanowili potajemnie uciec z Sosnowicy do kościółka w Brusie, aby się pobrać. Niestety ucieczkę zbiegów bardzo szybko w pałacu odkryto, a rozgniewany i oburzony wojewoda zebrał oddanych sobie kozaków i rozesłał pogoń za zbiegami we wszystkich kierunkach. Pod wieczór jedna z grup ścigający dopadła zbiegów na leśnym dukcie koło Orzechowa, ponieważ narzeczeni pobłądzili w lesie i nie potrafili trafić do Brusa. Romantyczna przygoda zakochanych zakończyła się bardzo niefortunnie. Pannę Ludwikę pod eskortą dostarczono do pałacu, zaś kapitan pomimo mężnej postawy musiał ratować się ucieczką. Finał był taki, że Ludwika z woli ojca poślubiła księcia Stanisława Lubomirskiego, zaś Kościuszko jako, że nierozważny jego czyn ówcześnie gardłem był karany, musiał uciekać aż do Ameryki Północnej, skąd po ośmiu latach powrócił jako bohater Stanów Zjednoczonych w wojnie o jej niepodległość.

Ludwika wraz z mężem opuściła Sosnowicę i zamieszkała w Równym na Wołyniu jako księżna Lubomirska. Miała córkę Helenę, która dość często odwiedzała rodzinną majętność w Sosnowicy. Wyjechała ona z niej w 1789 roku. W Helenie namiętnie kochał się Wielki książę Konstanty, wielkorządca Królestwa Polskiego. Helena wyszła za mąż za Ożarowskiego i miała z nim córkę Józefę.

Wnuczka Ludwiki znając miłosne perypetie swojej babki, już jako Pani Olizarowa w 1832 roku wraz z hrabią Gustawem Olzarem, odwiedziła symboliczny grób Tadeusza Kościuszki w Solur i tam posadziła dwie płaczące wierzby.

Po spaleniu cerkwi w Woli Wereszczyńskiej, utworzono kaplicę, a w jej miejsce przed 1761 rokiem staraniem prawdopodobnie Wojciecha Wereszczyńskiego, łowczego żytomierskiego, lub jego żony postawiono nową cerkiew unicką. Podobnie i w Wytycznie wybudowano cerkiew greckokatolicką pod wezwaniem Świętego Krzyża w 1769 roku z fundacji Andrzeja Bonieckiego, podsądka ziemi chełmskiej.

Drewniany kościół rzymskokatolicki w Wereszczynie został rozebrany po 1777 roku. W jego miejsce wzniesiono w 1783 roku staraniem braci Wereszczyńskich; Józefa, sędziego ziemskiego chełmskiego i Seweryna. Został on benedyktowany w 1784 roku. Przetrwał on do obecnych czasów, po powiększeniu w 1929 roku. W tym samym Wereszczynie dziedzic Seweryn Wereszczyński, w miejsce cerkwi unickiej, wybudował w latach 1779-1780 nową cerkiew obrządku wschodniego.

W końcu XVIII wieku powstają nowe osady Górki (1786) i na dobrach Andrzejewskich po wykarczowaniu lasu Urszulin (1786), jak również w pobliżu przy głównym trakcie do Puchaczowa Garbatówka (1786).

Narastająca antypolska polityka państw ościennych zmusiła patriotyczny obóz narodowy do działania na drodze militarnej. W dniu 18 maja 1792 roku Rosja wypowiada wojnę Polsce i na jej terytorium wprowadza 100 tysięczną swoją armię. Dochodzi do bitew. Między innymi 18 lipca 1792 roku walczy pod Dubienką nad Bugiem korpus dowodzony przez Tadeusza Kościuszkę z przeważającymi siłami rosyjskimi. Polacy wycofują się bez strat. W końcu lipca król Stanisław August Poniatowski przystępuje do targowicy i działania wojenne zostają wstrzymane. 23 stycznia 1793 roku następuje II rozbiór Polski podpisany Petersburgu.

W marcu 1794 roku rozpoczyna się powstanie kościuszkowskie. Po pierwszych zwycięskich bitwach następują kolejne niestety już przegrane. Między innymi 8 czerwca pod Chełmem korpusu dowodzonego przez gen. Józefa Zajączka, na które zdążały w maju z Parczewa przez Sosnowicę oddziały I Regimentu Poznańskiego dowodzone przez pułkownika Jana Grochowskiego.Tym samym rozpoczyna w regionie powstanie kościuszkowskie, za co dostaje nominację na generała z rąk Tadeusza Kościuszki.

Latem 1794 roku, niestety cały region zostaje zajęty przez wojska austriackie. Od tego czasu tereny te znalazły się pod okupacją austriacką, wcielone do województwa chełmskiego, należącego do Galicji Zachodniej. Były one administrowane przez Austriaków do 1814 roku.

Po przegranej bitwie 10 października pod Maciejowicami ranny Tadeusz Kościuszko dostaje się do niewoli, a Rosjanie wkrótce opanowują Warszawę. Powstanie upada i następuje ostateczny 24 października 1795 roku III rozbiór Polski, oznaczający koniec niepodległej Polski aż do 1918 roku. W 1797 roku Polska ostatecznie znikła z mapy Europy.

Jesienią 1794 roku, przez Sosnowicę został przewieziony Tadeusz Kościuszko, jako jeniec carycy Katarzyny w drodze do Piotrogrodu po klęsce pod Maciejowicami.

W 1796 roku podupadają dobra Wereszczyńskich, którzy zmuszeni są do ich częściowej sprzedaży.


Wiek XIX

Ogólna sytuacja polityczna zmieniła się w 1807 roku po zawarciu pokoju w Tylży i utworzeniu Księstwa Warszawskiego. Administracyjnie rejon ten wówczas znalazł się w województwie podlaskim tegoż Księstwa. Po przegranej w 1812 roku kampanii napoleońskiej w Rosji w 1813 roku ziemie Księstwa Warszawskiego zostają zajęte przez wojska rosyjskie. Na mocy Kongresu Wiedeńskiego w 1814 roku region ten znalazł się pod zaborem rosyjskim i w utworzonym Królestwie Polskim. W 1829 roku w Warszawie odbywa się koronacja cara Rosji Mikołaja I na króla Polski.

W 1818 roku w Sosnowicy przebywa Julian Ursyn Niemcewicz, były adiutant generała Tadeusza Kościuszki. O miłosnym epizodzie swego dowódcy napisał w swoich pamiętnikach.

W listopadzie 1830 roku wybucha powstanie narodowościowe w celu uzyskania niepodległości. Niestety jest przegrane, trwa do września 1831 roku.

Jedynym uczestnikiem z regionu był w tym powstaniu Józef Seweryn Liniewski, późniejszy dziedzic Lejna. Jako młody chłopiec uczeń VI klasy, uciekł w lutym 1831 roku do powstania. Służył w 2 pułku Krakusów Lubelskich (przemianowanym na 9 pułk ułanów) i dosłużył się stopnia podoficerskiego. W dniu 17 września przeszedł pod Borowem do Galicji wraz z 11 korpusem generała G. Ramoriny. Przebywał w obozie koło Rudnika nad Sanem i we wsi Kamień. W grudniu 1831 roku wrócił do domu, skąd przeniósł się do Lejna.

W 1830 roku przez Sosnowicę, po wybuchu powstania listopadowego, uciekając z Polski przejeżdżał Wielki Książę Konstanty, ciągnąc ze sobą uwięzionego byłego majora 4 p. p. Waleriana Łukasiewicza.

Po powstaniu listopadowym władze rosyjskie nasiliły represje w stosunku do Polaków. W 1832 roku car ogłosił „Statut Organiczny", który zastąpił konstytucję Królestwa Polskiego. Wzmogła się rusycyfikacja w instytucjach i w szkołach. Rząd carski dążył do całkowitej odrębności ustrojowej Królestwa Polskiego, co pociągnęło za sobą zmianę podziału administracyjnego i zmianę nazewnictwa terytorialnego. Ukazem z dnia 7 marca 1837 roku dotychczasowe województwa przemianowano na gubernie. Chcąc poza tym jeszcze bardziej upodobnić gubernie w Królestwie pod względem obszarowym do guberni rosyjskich, mocą ukazu z 21 sierpnia 1844 roku z istniejących sześciu guberni Królestwa utworzono trzy większe łącząc po dwie gubernie w jedną. Wtedy to z dwóch guberni; lubelskiej i podlaskiej została utworzona jedna, obejmująca powierzchnie 30 167 km2 gubernia lubelska.

W skład tej drugiej, co do wielkości guberni w Królestwie weszły następujące powiaty: siedlecki, łukowski, lubelski, krasnostawski, hrubieszowski i powiat radzyński ze stolicą w Radzyniu, w skład którego wchodziły opisywane tereny.

W dziewiętnastym wieku następuje wzmożone osadnictwo, powstają nowe osady i rozbudowywane już istniejące: Dominiczyn (1827), Zastawie (1827), Wincencin (1827), Mietułka (1839), Załucze Stare (1839), Załucze Nowe (1864), Rowisko k. Lejna (1880), Jagodno (1882), Lipniak (1884), Zbójno (1884), Nowiny (1886), Sęków (1889), Wielkopole (1893), Zabrodzie (1895), Nasila się również osadnictwo kolonistów niemieckich, powstają nowe wsie zamieszkałe głownie przez nich takie jak: Załucze Nowe czy Michałów - Michelsdorf (1827), Michelsdorf Kolonia czyli Szwaycary (1839).

Wereszczyn w XIX wieku jest własnością Kunickich, Rulikowskich i Eydziattowiczów.

Brus z przyległościami Osmołem i Mietiołką w końcu osiemnastego wieku należące do rodziny Chojeckich i paru innych właścicieli cząstkowych w 1802 roku zostały sprzedane Franciszkowi Kunieckiemu, podkomorzemu chełmskiemu. W rok później dobra te odsprzedał on sędziemu Karolowi Grzymale Dobieckiemu. W 1807 roku Dobiecki postawił cerkiew murowaną. Od sukcesorów Dobieckiego, dzisiejszy właściciel Roch Dołęga Jasieński nabył Bruss w roku 1836. Po uderzeniu pioruna w cerkiew w 1835 roku Jasiński swoim kosztem ją wyremontował i przerobił na kaplicę prywatną. Dla swojej wygody utrzymywał on kapelanów zakonników religii łacińskiej aż do roku1865; odtąd zaś ksiądz Zieliński emeryt, proboszcz włodawskiej parafii religii greckiej, pełnił obowiązki kapelana przy tejże kaplicy, a na obsługę parafialną zjeżdżali się proboszcz religii łacińskiej z Sosnowicy i religii greckokatolickiej z Wołoskiej Woli do roku 1867. W roku tym kaplica ta przeszła pod zawiadywanie rządu. Szkołę elementarną założono w Brusie w 1870 roku.

W Woli Wereszczyńskiej w 1840 roku została zawalona cerkiew unicka. W jej miejsce wybudowano nową, którą ukończono w 1873 roku, a w 1875 przekształcono ukazem carskim na prawosławną.

Parafialnej cerkwi unickiej w Lejnie podlegały wówczas wsie: Lejno. Zawadówka, Łomnica, Zienki, Stary i Nowy Orzechów. W Zienkach istniała już cerkiew filialna. Unitów w okolicach Sosnowicy i Lejna nazywano „kałakutami"

Pieszowola w owym czasie należała do parafii w Brusie.

W 1857 roku do Hańska przeniósł się Jan Dolinowski , były proboszcz unicki z Cycowa, zamiłowany w pszczelarstwie naukowiec, praktyk. Tu kontynuował swoje prace nad nowym ulem. W gospodarce pasiecznej pomagał mu jego syn Szymon, również doskonały pszczelarz. W wyniku ich obserwacji i prac powstał pierwszy w Polsce ul ramowy rozbieralny dostosowany do rodzimych warunków przyrodniczych, otwierany od góry. Napisał wiele artykułów o gospodarce pasiecznej. Jedna z tych prac została nagrodzona w 1859 roku na łowickiej wystawie wielkim medalem srebrnym. Był nagradzany ponad to w 1867 i 1874 roku na wystawach w Warszawie. Po powstaniu styczniowym, kiedy rozpoczęła się rusyfikacja unitów, groziło mu zesłanie na Syberię. Wyrok skazujący na tułaczkę uprzedziła jego śmierć. Zmarł w Hańsku w 1875 roku.

Myśl zrzucenia jarzma carskiego i pierwsze przygotowana do powstania w powiecie radzyńskim rozpoczęły się już pod koniec 1860 roku. Jako pierwsi zainicjowali te działania, skupieni w wąskim kółku ziemianie okręgu włodawskiego. Byli: Bronisław Deskur - właściciel Horostyty, Teodor Jasieński - właściciel Rozwadówki, Krassowski - właściciel Pieszowoli i jego syn Rajmund, Kazimierz Bodanowicz z Nadrybia.

Na początku lat sześćdziesiątych dochodzi do wielu manifestacji patriotyczno - kościelnych. Jedną z ważniejszych były obchody rocznicy zawarcia Unii Polsko Litewskiej w Horodle. W 1861 roku na całym obszarze Królestwa carska administracja wprowadza stan wojenny. Mimo tego w każdym kościele i większości cerkwi unickich dochodziło do patriotycznych manifestacji. W Lejnie unicki proboszcz Aleksander Tonkiel w latach 1860-1875 nie ukrywał swoich patriotycznych i propolskich zachowań. W okresie poprzedzającym wybuch Powstania styczniowego w latach 1861-1862, po każdym nabożeństwie była odśpiewywana przez wszystkich wiernych pieśń „Boże coś Polskę...".

We wrześniu 1861 roku w Sosnowicy odbyła się duża manifestacja religijno - patriotyczna, ze stawianiem dębowych krzyży to upamiętniających. Podobna odbyła się i w Lejnie. Brali w niej udział prawie wszyscy mieszkańcy osady jak i okolicznych wsi i dworów. W dniu 10 października 1861 roku, w związku z narastaniem nastrojów patriotycznych w Królestwie Polskim po śmierci cara Mikołaja I, odbyła się w Horodle wielotysięczna manifestacja ludności różnych stanów i wyznań ze wszystkich ziem dawnej Rzeczypospolitej. zwołana w imię uczczenia 448 rocznicy podpisania Unii Horodelskiej pomiędzy Polską a Litwą. Wojsko rosyjskie miało nie dopuścić do manifestacji, jednak ich generał Aleksander Chruszczow zgodził się na zgromadzenie poza miastem. Z regionu w manifestacji tej brał udział dziedzic Lejna Józef Seweryn Liniewski.

Na początku sierpnia 1862 roku Komitet Centralny mianował Jasieńskiego naczelnikiem cywilnym województwa podlaskiego a Bronisława Deskura jego zastępcą. Od tego momentu zaczęto wszystkich zaprzysiężonych organizować w dziesiątki i setki z dziesiętnikami i setnikami na czele. Organizacja cywilna zaczęła powoli zataczać coraz większe kręgi. W sierpniu 1862 roku utworzono również „Komitet Okręgowy Niewiast" do pobierania dobrowolnych składek pieniężnych na rzecz działań narodowo - wyzwoleńczych oraz pełnienia dodatkowo terenowych punktów szpitalnych. Na ich czele w regionie stanęła Natalia Jasińska z Brusa Starego.

W początkach stycznia 1863 roku na stanowisko naczelnika wojskowego województwa podlaskiego z równoczesnym awansem na pułkownika został mianowany Walenty Lewandowski.

W przeddzień powstania wszystkich komisarzy i naczelników administracji powiatowych uczynił, dowódcami oddziałów powstańczych. Ci z kolei uczynili w podległych okręgach, Jednak nikt nie mianował nowych na miejsce tych, którzy wyruszyli do walki. Tym sposobem na Podlasiu przestała niemal istnieć organizacja, już w pierwszych dniach po wybuchu powstania. W powiecie radzyńskim dopiero w maju naczelnikiem cywilnym mianowany został Franciszek Krassowski właściciel Pieszowoli a jego zastępcą Seweryn Liniewski właściciel Lejna. Bronisława Deskura pozbawił naczelnika wojewódzkiego i awansując do stopnia majora mianował go naczelnikiem wojskowym powiatu radzyńskiego.

W związku z poleceniem Komitetu Centralnego ataku w dniu 22/23 stycznia na wszystkie garnizony wojsk rosyjskich Deskur mianował dowódców oddziałów. Zgodnie z rozkazami Ludwik Krassowski miał zaatakować Włodawę, Rajmund Krassowski i Drewnowski Parczew, zaś Karol Krysiński miał zaatakować załogę w Międzyrzecu. Przystąpiono do ściągania ludzi, zbierania broni palnej i oporządzenia.

W nocy z 22 na 23 stycznia powstanie wybuchło, noc była pochmurna, lecz spokojna, powstańcy wyruszyli do walki. Rajmund Krassowski, którego zadaniem było opanować Parczew wyruszył wraz z Drewnowskim na punkt zborny naznaczony koło karczmy Piotrówka. Miało tam się zebrać stu czterdziestu kilku zaprzysięgłych. Z czego na punkt zborny przyszło o wiele mniej. Gdy podeszli pod miasto słychać było bicie bębnów na trwogę. Nieprzyjaciel został uprzedzony o ataku i szykował się do walki. Uznając atak niemożliwy, zwłaszcza, że wśród sprzysiężonych upadł duch do walki Krassowski wraz z Drewnowskim furmanką załadowaną bronią i innym sprzętem wojennym wyruszył w kierunku Radzynia. Chcieli tam spotkać się z Deskurem. Zapewne byli pewni, że Deskur miasto zajmie, toteż dali się zaskoczyć. Rano 23 stycznia zostali zatrzymani przez żandarmów, a że w wozie znajdowała się broń zostali aresztowani i osadzeni w piwnicach pałacu radzyńskiego. Po krótkim śledztwie na którym Krassowski pomimo bicia nikogo nie wydał, 6 lutego 1863 roku w raz z Drewnowskim rozstrzelani w Radzyniu przy trakcie międzyrzeckim.

Po niepomyślnych dla siebie bitwach w pierwszych dniach powstania, powstańcy udali się za Bug, gdzie po doznanej porażce pod Siemiatyczami posuwali się w głąb Litwy. Na początku marca na teren powiatu radzyńskiego wkroczyły dwa oddziały powstańcze pod dowództwem Lewandowskiego i Borelowskiego - Lelewela.

Oddział Lewandowskiego liczący 300 powstańców dotarł do dworu Jana Nałęcza - Rostworowskiego w Zawadówce. We dworze pomieścili się tylko Lewandowski ze swymi przybocznymi. Reszta powstańców rozlokowała się w stajni, oborze, stodole i w domu folwarcznym. Tam też rozpalili ogniska, które na dworze ciągle gasły. Z chwilą, gdy nadeszły kotły Rostworowski kazał zabić krowę, aby nakarmić powstańców, a ci sami zaczęli gotować krupnik. Powstańcy oddziału Lewandowskiego uzbrojeni byli w połowie w strzelby myśliwskie, w połowie w kosy. Tylko nieliczni mieli karabiny. Wieczorem oznajmiono, że od strony północnej słychać strzały armatnie. Lewandowski rozkazał swoim ludziom być w pogotowiu i wysłał rekonesans. Po pewnym czasie do dworu przybyło kilkunastu konnych z oddziału Lelewela. Powiadomili on Lewandowskiego o bitwie pod Jedlanką, i że oni sami zostali odcięci, w co do końca im nie uwierzono, podejrzewając że uciekli z pola bitwy. Po kilku godzinach do Zawadówki przybył,  liczący 100 koni, oddział konny pod dowództwem Zakrzewskiego. Powiadomił on Lelewela, że Rosjanie nocują w oddalonej o 15 kilometry Sosnowicy. Postanowiono zaatakować nieprzyjaciela w nocy. W deszcz i ogromnym błocie kilkudziesięciu strzelców na furmankach i oddział konny Zakrzewskiego wyruszyło do Sosnowicy. Po krótkiej nocnej utarczce, gdzie nieprzyjaciel stracił 2 zabitych, powstańcy powrócili po kilku godzinach do Zawadówki a nazajutrz ruszyli w kierunku na Włodawę. W potyczce ranny został ks. Brzóska, który opuścił oddział w celu wyleczenia się i przebywał na rekowalescencji we dworze w Lejnie. Po bitwie oddziały rozchodzą się: Borelowskiego przez Lutę (przegrana potyczka) na Lubelszczyznę i w Lasy Janowskie, Lewandowskiego w Lasy Łukowskie. Oddział ten zostaje rozbity pod Różą 24 marca, a Lewandowski dostaje się do niewoli. Jego następcą zostaje na krótko pułkownik Krysiński.

Pułk. Karol Krysiński

Karol Krysiński przyłączył do siebie resztki rozbitego pod Różą oddziału Borelowskiego -oddziału Bardeta i ks. Brzóski, który po wyleczeniu dołączył do oddziału Krysińskiego. Bardet i ks. Brzóska już na stale zostali przy Krysińskim, a ks. Brzóska został kapelanem oddziału Oddział ten liczył 150 strzelców, 50 kosynierów i 30 jeźdźców. Tym sposobem siły Krysińskiego wzrosły do 500 stosunkowo dobrze uzbrojonych i zaprawionych w boju powstańców. W czerwcu 1863 roku Krysiński w okolicy wsi Lipniak wśród lasów i błot pomiędzy Wytycznej, Wolą Wereszczyńską, Pieszowolą i Zienkami założył leśne obozowisko. Miejsce na wybór obozu Krysiński wybrał doskonale. Sam Lipniak, to mała wioseczka, położona jakby na wyspie pomiędzy bagnami, dwie tylko grobelki z mnóstwem mostków do niej prowadzą, a przerwawszy je niepodobna się tam dostać. Stąd wychodzą polskie oddziały na różne partyzanckie akcje przeprowadzane na całej Lubelszczyźnie i Podlasiu. Gościem powstańców był od marca do sierpnia pułk. armii szwajcarskiej L.von Erlach, jako obserwator wojskowy. W obozie przebywa około 1000 powstańców. Prawdopodobnie (różne źródła w oddziale Zielińskiego lub Krysińskiego) jako prosty strzelec był młody Aleksander Głowacki, późniejszy słynny pisarz Bolesław Prus. Pod Białką, w bitwie zostaje ranny i dostaje się do niewoli. Jest więziony w Siedlcach i Lublinie. Po uwolnieniu w 1864 roku podejmuje naukę w klasie szóstej Lubelskiego Liceum.

W tym czasie, pod koniec czerwca 1863 roku przybył na Podlasie Heydenreich - Kruk, decyzją Wydziału Wojny Rządu Narodowego mianowany na pułkownika i jednocześnie naczelnika sił zbrojnych województwa podlaskiego i lubelskiego.

Na początku lipca na terenie powiatu radzyńskiego w rejonie Włodawy, Wereszczyna, Ostrowa i Parczewa znajdowały się oddziały Karola Krysińskiego, Jankowskiego i Zielińskiego. W te rejony z województwa lubelskiego podążył również liczący około 600 ludzi oddział majora Władysława Ruckiego. W rejonie Urszulina i jego okolicy w okresie powstania rozgrywa się kilka bitew i potyczek, jak również przemarszów wojsk powstańczych.

W dniu 3 VII 1863 roku przemaszerował przez Lejno powstańczy oddział żandarmerii narodowej dowodzony przez Zdzisława Łaskiego.

W dniu 7 VII 1863 roku doszło do bitwy pod Urszulinem. Rankiem 7 lipca, do dworu w Lejnie przymaszerowały oddziały powstańcze dowodzone przez Józefa Janowskiego (ps. Szydłowski) i Zielińskiego na odpoczynek. Przybyły one z rejonu Parczewa, który został na początku lipca zajęty przez silne oddziały pościgowe Rosjan. Były to z Radzynia dwie kompanie piechoty, szwadron ułanów, 50 kozaków i dwa działa z asekuracją. Dowodził nimi major Ostachiewicz. Dwór w Lejnie pełnił oficjalnie funkcję stacji pocztowej nr 15, co było kamuflażem dla administracji rosyjskiej. Tak naprawdę był to powstańczy punkt wywiadowczo - sanitarny obsługiwany przez dziedzica Józefa Liniewskiego, weterana powstania listopadowego 1831 roku.

Około 10 rano na stacjonujący powstańcy zostali zaatakowani przez kozaków z piechurami z oddziału majora Ostachiewicza. Rosjanie znaleźli się tu za ściganym innym oddziałem powstańczym ze zgrupowania Karola Krysińskiego. Aby nie zdradzić faktycznej roli jaką pełnił dwór, powstańcy bez boju wycofali się przez wieś do lasu. W tej fazie spotkania z nieprzyjacielem nikt nie został nawet ranny. Powstańcy przemieszczali się leśnymi duktami, a znacznie wolniej za nimi Rosjanie. Chcieli się dostać na trakt pocztowy z Włodawy do Lublina. Między wsią Kozubatą a Urszulinem zostali niespodziewanie zaatakowani przez rosyjską kolumnę pułkownika Szelkinga, składającą się z trzy i pół kompanii piechoty z dwoma działami i pół sotni kozaków, podążającą z Lublina. Jankowski będąc nieprzygotowany do walki nie ryzykował starcia i ostrzeliwując się kierował się do Urszulina. Tu już toczył bitwę powstańczy patrol z oddziału Karola Krysińskiego atakowany przez kolumnę rosyjską goniących powstańców od strony Andrzejowa i Wereszczyna. Bitwa pod Urszulinem toczona była w sposób chaotyczny zarówno przez dowódców carskich, jak i powstańczych. Żadna z walczących stron nie posiadała rozeznania, co do położenia sił własnych i przeciwnika. Nie dążono do rozstrzygnięcia walki. Jeszcze większą dezorganizację wniosło do bitwy przybycie pod Urszulin powstańczego oddziału majora Ruckiego, który przybył tutaj z zamiarem pomocy walczącym powstańcom.

Pod ogniem rosyjskich dział, szykował on atak kosynierów. W tym czasie oddziały Krysińskiego, Janowskiego i Zielińskiego wycofały się z pola bitwy w kierunku północnym, do powstańczego obozu wśród bagien na Lipniaku. Natomiast cały ciężar walki spoczął na oddziale Ruckiego. W dodatku w zasadniczej chwili bitwy Rosjanom przyszły z pomocą posiłki dowodzone przez Ostachiewicza, goniące powstańców od Lejna. Świeże zastępy nieprzyjacielskie uderzyły na prawe skrzydło oddziału Ruckiego. Zatrzymały ich jednak celne strzały powstańców, a nawet zmusiły do chwilowego odwrotu. To pozwoliło polskim trzykrotnie mniejszym oddziałom Ruckiego na wycofanie się z walki i odwrót w kierunku Chełma zasadniczych sił, a części do pobliskiego Świerszczowa (oddział podporucznika Piotra Piotrowskiego). Za głównymi siłami powstańców ruszyły w pogoń oddziały rosyjskie. Zostały one wstrzymane ostrzałem powstańczej kawalerii Zawadzkiego i pozorowanym atakiem kosynierów Witkowskiego ze skraju lasu. To spowodowało, że Rosjanie zatrzymali się w Urszulinie i Andrzejowie. Po przenocowaniu obie ich kolumny (Szelkinga i Ostachiewicza) pomaszerowały najpierw na wschód przez Hańsk i Lutę, a potem na północ, na Brus i Lubień. W Lubieniu oddziały rosyjskie się rozłączyły, Ostachiewicza wróciły do garnizonu w Radzyniu, natomiast Szelkinga poszły do Sławatycz, gdzie ponownie starły się z wojskami powstańczymi Krysińskiego, Jankowskiego i Zielińskiego.

W potyczce pod Urszulinem straty powstańców w ludziach były znaczne; u Jankowskiego 2 zabitych i kilku rannych; u Ruckiego 7 zabitych (nie wiadomo gdzie są pochowani) i 13 rannych. Tych dwóch zabitych od Jankowskiego prawdopodobnie zostało pochowanych pod wspomnianym dębem, o którym opowiadała Pani Grabowska. Rosjanie mieli 15 zabitych i 2 rannych.

Brak współdziałania między oddziałami powstańczymi liczącymi razem ok. 1600 ludzi, a także brak rozeznania sił przeciwnika sprawił, że w bitwie pod Urszulinem powstańcy nie odnieśli zwycięstwa nad wojskami rosyjskimi. Z przebiegu bitwy wynika, że każdy dowódca działał na własną rękę, chcąc ratować własny oddział. Analogiczny brak współdziałania ze strony przeciwnika uchronił powstańców od większych strat.

Okres letni 1863 roku w powiecie radzyńskim charakteryzował się znacznym nasileniem działań powstańczych. Ta pora roku, szczególnie sprzyjała działaniom partyzanckim. Rozległe lasy i błotniste tereny powiatu radzyńskiego dawały poczucie bezpieczeństwa, a ludność wsi, miasteczek i dworów dostarczała żywności, a w razie potrzeby  odzież.

W połowie lipca doszło do koncentracji oddziałów operujących w danej chwili w obwodach: radzyńskim, łukowskim i lubelskim. Na miejsce koncentracji wybrano trudno dostępne ze względy na liczne bagna i torfowiska lasy Puchaczowsko - Łęczyńskie. W wyniku koncentracji w rejonie Skarbiny - Nadrybia - Kaniwoli 20 lipca zostały zebrane cztery silne oddziały powstańcze w sile 1500 ludzi. Koncentracja wojsk powstańczych odbyła się nadzwyczaj sprawnie i skrycie. Kruk, dowiedziawszy się o ścigającym oddział Wierzbickiego nieprzyjacielu, postanowił wciągnąć go w zasadzkę. Zwłaszcza, że okolica wokół 5 jezior; Dratowskim, Nadrybie, Uściwierz, Bikcze i Piaseczno, z licznymi wokół bagien i jedynym traktem drożnym znakomicie, do tego celu się nadawała. Zasadzkę zorganizowano na trakcie pomiędzy lasem a jeziorem Dratowskim, którym to traktem musiał przechodzić nieprzyjaciel kierując się z Parczewa do Łęcznej. Plan przewidywał atak, a następnie zepchnięcie nieprzyjaciela w kierunku jeziora i otaczających ich wkoło bagien. Plan zasadzki polegał na tym, że atak nieprzyjaciela miał być skierowany przeciwko zgrupowaniu Kruka, a stojący nieopodal w Nadrybiu Wierzbicki, miał uderzyć na nieprzyjaciela od tyłu. Jeżeli jednak nieprzyjaciel pierwszy zaatakowałby Wierzbickiego, zgrupowanie Kruka, podążyłoby za nieprzyjacielem, który następnie dostał by się w dwa ognie. Misterny ten plan, już od początku zaczął się łamać, z chwilą, gdy nieprzyjaciel, poinformowany przez szpiega skierował się za oddziałem Wierzbickiego w kierunku Kaniwoli i Nadrybia. Wierzbicki, nie mając żadnej wiadomości od Kruka, wycofywał się zwartą kolumną do wsi Kaniwola. Tutaj w jej opłotkach, dostał silny ogień artyleryjski z bliskiej odległości. Rażona kartaczami piechota wyłamała płoty i rozbiegła się po okolicy. Sam Wierzbicki, ranny kartaczem w nogę został uprowadzony z placu bitwy przez swoją kawalerię dowodzoną przez Politalskiego. W tym czasie 1200 ludzi stało bezczynnie, bo to miała być zasadzka, planowana przez Kruka, a dowódcy nie otrzymali żadnych rozkazów. Ogień kierowany początkowo przeciw oddziałowi Wierzbickiego, nieprzyjaciel zwrócił przeciw stojącej w lesie kawalerii i jednej kompani majora Ruckiego. Kruk w tym czasie z resztą oddziału stał nieczynny, wreszcie ściągnął kawalerię i cofnął się, a następnie pozostawiając walczące oddziały bez rozkazu opuścił pole bitwy i uszedł w stronę Lejna. Cały impet nieprzyjaciel skierował przeciwko kompanii Ruckiego. W tym czasie oddział Krasińskiego nie ruszył się z miejsca oczekując rozkazu i dopiero po odstąpieniu Kruka, wysłał Krasiński kompanię kosynierów pod dowództwem Bardeta na tyły wojsk rosyjskich. Jednak silny ogień nieprzyjaciela zmusił powstańców do wycofania się z placu boju. Bitwa pod Kaniwolą, która miała być łatwym zwycięstwem powstańców zakończyła się dla nich klęską. Powodem tego było nieudolne dowodzenie i nieporozumienia pomiędzy Krukiem, a innymi dowódcami oddziałów, jak również opuszczenie przez tego ostatniego placu bitwy bez przekazania dowództwa, komu innemu. Zabrakło również współdziałania pomiędzy poszczególnymi dowódcami oddziałów powstańczych. Przez co oddziały te kolejno wchodziły do bitwy, nie mając wsparcia innych. Po bitwie oddziały schroniły się w lesie koło Zawadówki, Załucza i Woli Wereszczyńskiej, a następnie, nie ścigane przez nieprzyjaciela, oddziały rozdzieliły się i powędrowały w różnych kierunkach.

W lipcu 1863 na Podlasiu przystąpiono do organizowania powstańczej poczty obywatelskiej. 24 lipca została ustanowiona stacja pocztowa numer 15 w Lejnie. Jej „poczthalterem" został właściciel majątku Lejno Józef Seweryn Liniewski. Miał on za zadanie utrzymywanie łączności z najbliższymi tego typu placówkami. W Kozubacie funkcjonowała stacja pocztowa nr 59, w Pieszowoli nr 10, w Białce nr 62. w Wytycznie nr 58, Sosnowicy nr 61 i w Uścimowie nr 14. Każdy obywatel, który utrzymywał stację pocztową zobowiązany był wiedzieć o każdych ruchach wojsk rosyjskich na podległym mu trenie pomiędzy jego stacją a sąsiednimi. W wypadku pojawienia się takowych wojsk, niezwłocznie meldować najbliższemu urzędnikowi cywilnej administracji powiatowej. O ile obóz powstańczy znajdował się w pobliżu, wszystkie dokładne wiadomości, osobiście przekazywać dowódcy obozującego oddziału. W innym wypadku należało jak najszybciej zawiadomić sąsiednie stacje pocztowe o sile, uzbrojeniu i rodzaju wojsk przechodzących przez terytorium powierzone obserwacji z zaznaczeniem kierunku, w jakim te wojska się przemieszczają. Sąsiednie stacje, po otrzymaniu takiej wiadomości, zobowiązane były niezwłocznie przekazać ja do dalszych stacji pocztowych. Celem uniknięcia pomyłek i nieścisłości danej informacji, informacje te przekazywane były na piśmie z zaznaczoną datą oraz godziną przyjęcia i wysłania tych informacji oraz numerem stacji pocztowej. Tym sposobem cała organizacja powiatu zawsze szybko i dobrze była poinformowana o wszelkich ruchach wojsk nieprzyjacielskich. W wypadku zaniedbania wykonywania tych czynności przez obywatela utrzymującego stację pocztową groziła mu nawet kara śmierci. Stacje pocztowe zobowiązane były również do utrzymywania i udzielania koni pocztowych. Mogli korzystać z nich osoby posiadające odpowiednie zaświadczenia władz wojskowych i cywilnych, urzędnicy cywilni lub wojskowi posiadający odpowiednie nominacje, żołnierze posiadający terminowe urlopy a także kurierki utrzymujące łączność pomiędzy poszczególnymi oddziałami.

Z pocztą powstańczą ściśle współpracowały oddziały żandarmerii narodowej i wywiad powstańczy. Śledziły one wszelkie ruchy wojsk carskich i powiadamiały najbliższe stacje pocztowe. Tak zorganizowana poczta obywatelska, rozmieszczona po dworach i folwarkach działała nadzwyczaj sprawnie. Gdy wieczorem z Radzynia wychodziło wojsko w okolice Włodawy, już w nocy wiedziano o tym w Lejnie, po drugiej stronie ówczesnego, dość rozległego powiatu radzyńskiego.

W tym okresie w powiecie radzyńskim coraz sprawniej zaczęła funkcjonować organizacja cywilna. Latem w okręgu włodawskim został zawiązany Komitet Damski dla zbierania składek. W tym celu cały powiat został podzielony na działy i każda z pań otrzymała szczegółową listę miejscowości z których winna była zbierać składki. W Parczewie obowiązku tego podjęła się aptekarzowa Szczudłowska; we Włodawie żona pisarza sądu pokoju z Malewskich Gumowska; we wsiach i miasteczkach wokół Włodawy: Leonowa Kunicka, Natalia Jasińska z Brusa i Leonora Krassowska z Pieszowoli. W Wisznicach i okolicy składki zbierała właścicielka Sapiechowa, Kępińska; w Opolu - Szlubowska z Opola; w Ostrowie i okolicach wokół Ostrowa Natalia Osiecka z Kolechowic, a gdy ta zrezygnowała Józefa z Bogdanowiczów Liniewska. Panie z Komitetu Damskiego zjeżdżały się co miesiąc w innym miejscu, gdzie już oczekiwali na nich Józef Seweryn Liniewski - zastępca naczelnika cywilnego powiatu radzyńskiego wraz ze swoim pomocnikiem, lekarzem nadwornym Zamojskich z Różanki Surzyckim. Pieniądze były liczone, odbierane a następnie przekazywane naczelnikowi powiatowemu. Zjazdy takie odbyły się u Szlubowskiej w Opolu, u Jasińskiej w Brusie i Kępińskiej w Sapiechowie.

18 sierpnia Liniewski otrzymał wiadomość, że Rosjanie wyszli z Radzynia i kierują się w kierunku na Parczew. Zaraz, też w nocy powiadomił o tym Krysińskiego. Na drugi dzień 19 sierpnia, przyszło do Lejna od Orzechowa trzy roty Moskali dwie armaty z kostromskiego pułku i stanęły na dziedzińcu. Skoro odpoczęli, ruszyli ku Sosnowicy. Za Zienkami tam kozacy idący na czele sformowali się w szóstki, piechota się ścisnęła i poszli ku Górkom. Po jakiej godzinie dały się słyszeć gęste strzały karabinowe, następnie huk dział. Wobec przewagi nieprzyjaciela Krysiński musiał wycofać się do lasu, gdzie pod Rutką doścignęła go sotnia kozaków. Wtedy Krysiński Rozkazał Kamińskiemu, aby tez z 50 jeźdźcami, tak długo powstrzymywał kozaków, aż on z furgonami i piechotą przejdzie przez trzęsawiska i oderwie się od nieprzyjaciela. Manewr ten się powiódł. Krysiński cofnął się ku Lipniakowi i Pieszowoli. Rosjanie poszli na noc pod Mościska.

Po bitwie pod Sosnowicą do Lejna przybył wraz ze swym plutonem żandarmerii Kamiński. Tutaj, po otrzymaniu informacji o bitwie, pomaszerował na plac boju, gdzie zarządził zebranie poległych i ich pochowanie. Zabitych było 14, których zawieziono do kostnicy, następnie pochowano na cmentarzu łacińskim, sosnowickim, w kącie od strony wschodu przy sztachetach będących od drogi, a rowem dzielącym cmentarz stary od nowego. W tym także pochowano zabitych pod Białką z partii Jankowskiego i Zielińskiego. Po bitwie pod Sosnowicą Krysiński skierował się wraz ze swym oddziałem na południe.

W dniu 24 VIII 1863 roku doszło do bitwy połączonych sił powstańczych dowodzonych przez gen. „Kruka" pod Fajsławicami. Bitwa zakończyła się klęską powstańców. Najmniej ucierpiał oddział Krysińskiego, który jako pierwszy przebił się przez kordon wojsk carskich, równocześnie torując drogę pozostałym oddziałom gen. Kruka. Na placu boju pozostało jedynie całkowicie okrążone zgrupowanie Ruckiego i Wagnera.

W dniu 28 VIII doszło do epizodu w Deszczytnie koło Załucza Starego, co opisuje w pamiętnikach Liniewski: „Po bitwie pod Fajsławicami w parę dni, dwóch powstańców przyjechało na Załucze (wieś sąsiednia Lejnowi) i zajechali do gospodarza Zielińskiego, mieszkającego w uroczysku Dyszczytno. Do jego osady prowadzi ze wsi Załucze wąska grobla wśród błot. Tegoż dnia dwa otriady moskiewskie wyprawione z Pieszowoli (gdzie się już osiedliły) szły ku Załuczu, jeden przez Lejno pod dowództwem sztabskapitana Chmołowskiego, a drugi przez Wolę Wereszczyńską. Oba zeszły się w Załuczu. Powstańcy zajechawszy do Zielińskiego zsiedli z koni i weszli do domu, a konie kazali trzymać chłopcu. Moskale spostrzegli konie umontowane po wojskowemu, więc kozacy na groble ku osadzie. Będący w domostwie powstańcy spostrzegli kozaków już przy koniach, więc jeden z nich tylnymi drzwiczkami umknął w ogrody, a drugi odwiódłszy pistolet wprost we drzwi frontowe, w których spotkał się z kozakiem, dał ognia, kozaka postrzelił w nogę. Kozak upadł, a on przez płoty w zarośla łozowe. Piechota nadciągająca, widząc powstańca uciekającego w zarośla, dała za nim kilkanaście strzałów, żaden go jednak nie dosięgnął i przepadł".

Drugim epizodem było zaaresztowanie dziedzica z Zienek Jana Godowskiego w dniu 21 września 1863 roku za wrogie i nieprzychylne stanowisko dla sprawy narodowej i powstańców przez powstańczy oddział Józefa Lenickiego. Areszt polegał na przymusowym jego wcieleniu do powstańczego oddziału na partyzancki wikt i opierunek. Po miesiącu dziedzic opłacił zaległe składki i powrócił do domu.

Na terenie powiatu radzyńskiego przebywał jakiś czas podpułkownik Zieliński z oddziałem własnym, jak i częścią oddziału Jarockiego. W pierwszych dniach września powstańcy staczali szereg bitew. W ostatniej z nich pod Białką koło Sosnowicy wśród kilku rannych, wziętych do niewoli powstańców znajdował się 17 letni, przyszły słynny pisarz Bolesław Prus - Aleksander Głowacki.

Po klęsce pod Fajsławicami, Krysiński z częścią rozbitego oddziału powrócił w lasy parczewsko - włodawskie do swojego obozu na Lipniaku. Tutaj zaczął formować nowy oddział powstańczy, ściągając z okolicy rekruta, pieniądze i zaopatrzenie. Na Lipniaku niejaki Klimaszewski począł formować oddział dla Krysińskiego, w innych miejscach także formowano grupy, które jednak nie posiadały żadnego uzbrojenia. Wkrótce nadciągnęły też ocalałe furgony pod dowództwem kapitana furgonów Lerbasa. ,,W okresie dwóch miesięcy; sierpniu i wrześniu Krysiński stacjonował w dobrze urządzonym obozie na Lipniaku wykonując częste wypady w północne części powiatu radzyńskiego, częściowo bialskiego a nawet lubelskiego między Łęczną, Puchaczowem a Sawinem. Celem tych wypraw było nie tylko ściąganie zaopatrzenia i pieniędzy, ale także pobór rekruta. Taka działalność na tym rozległym terenie odwracała uwagę władz carskich i odciągała wojska od głównego obozowiska. Konne oddziały powstańcze, a nieraz i piechota na furmankach pojawiały się w Wisznicach, Ostrowie i Parczewie". Sami Rosjanie przekonani byli, że Krysiński ma pod swoim dowództwem kilka tysięcy powstańców. Z chwilą pojawienia się w okolicy nieprzyjaciela Krysiński wysyłał niewielkie oddziały jazdy celem sprawdzenia wiarygodności informacji, przy czym dochodziło do licznych potyczek.

W dniu 7 XI 1863 roku odbyła się zwycięska potyczka patrolu oddziału Karola Krysińskiego w Wytycznie z oddziałem kozaków. Opisał ją w swoich pamiętnikach Jan Rostworowski: „7 listopada na wiadomość otrzymaną w obozie w Lipniaku, że oddział kozaków przybył do Wytyczna, wysłał Krysiński kilka oddziałków jazdy, aby z różnych stron zaatakowali Moskali. Jako pierwszy podszedł pod Wytyczno od strony Włodawy Jan Nałęcz Rostworowski ze swoim 15 osobowym oddziałem. Bez strzału sprzątnęli drzemiącego kozaka, który miał pełnić straż, a następnie z wielkim rwetesem wpadli do wsi. Kozacy dosiedli koni i zaczęli uciekać ku dworowi. Gdy jednak spostrzegli, że atakuje ich tylko 15 powstańców, a ich było 50 zawrócili i zaatakowali oddziałek Rostworowskiego. Wobec, ponad trzykrotnej przewagi nieprzyjaciela Rostworowski ze swoimi ludźmi zabarykadował się w stajni obok karczmy i z okien, oraz przez szpary w ścianach zaczęli strzelać do kozaków. Ci naznosili słomy, z zamiarem podpalenia stajni. I pewnie upiekliby żywcem powstańców, gdyby nie nadjechały dwa inne oddziały wysłane przez Krysińskiego. Jeden od strony dworu, drugi od strony cerkwi. Kozacy, widząc nadchodzącą odsiecz, uciekli w kierunku Włodawy.

W listopadzie do obozu na Lipniaku przybył major Etner ze swoim nowo sformowanym, liczącym 300 ludzi oddziałem. Wkrótce do obozu przybyło 200 Litwinów pod dowództwem Bogusława Ejtminowicza. Niebawem, z okolic Turobina powróciło część jazdy wysłanej do Galicji po broń. Oddział został przezbrojony i na nowo zorganizowany. Licząca 900 ludzi piechota została uzbrojona w karabiny z bagnetami i podzielona na dwa bataliony. Dowódcą pierwszego batalionu został Bardet, drugiego, w skład którego weszli głównie Litwini Bogusław Ejtminowicz. Oba bataliony zostały podzielone na trzy kompanie strzelców liczące po 130 - 140 powstańców. Dodatkowo w skład batalionu Bardeta wchodziła, znacznie już wtedy zmieszona i licząca jedynie 50 powstańców kompania kosynierów. Jazdą w sile 130 jeźdźców została uzbrojona w krótkie karabinki, szable i rewolwery, dowództwo nad nią objął kapitan Jan Szumski.

W dniach 15-20 listopada połączone siły powstańcze z Lipniaka dokonały bojowego wypadu.We wszystkich potyczkach odnieśli zwycięstwa: pod Rossoszą (17 XI), Kolanem (18 XI) i Malinówką-Sawinem (20 XI). Zdobyto wiele broni i sprzętu wojskowego. Bitwa pod Sawinem zasłynęła z tego, że po raz pierwszy Polacy od Krysińskiego w walce zastosowali race rozpryskowe (rakiety), tym samym uniemożliwiając atak konnicy.

W dniu 23 listopada doszło do potyczki w Andrzejowie koło Urszulina. Przebieg bitwy został opisany w pamiętniku Jana Rostworowskiego: „Stanęliśmy przed wieczorem w Michelsdorfie. Krysiński polecił mi dojechać z moją komendą do Andrzejowa, gdzie stało kilkadziesiąt koni jazdy, tarnogrodzkiej, aby im zawieźć rozkaz połączenia się z nami jutro rano. Tu dowiedziałem się, że w Wereszczynie stoi jeden nasz pluton, nie wiem, w jakim celu podczas marszu oddzielony. Dojechałem, więc tam, przenocowałem i skoro świt jechałem z nimi do Andrzejowa. Wyprzedzając z mą bandą na kilkadziesiąt kroków pluton, wjeżdżałem właśnie na dziedziniec andrzejowski, gdy z przeciwnej strony wpadli tam kozacy. Tarnogrodzcy byli zupełnie nieprzygotowani, konie rozsiodłane biegały po gościńcu, jeźdźcy uganiali się za nimi, słowem zamęt niesłychany. Kilka moich strzałów z rewolweru było hasłem do jadącego za mną plutonu, aby przyśpieszył kroku. Daliśmy ognia, jeden kozak wpadł w krzaki, jeden nasz był ranny, kozacy uciekli, lecz w parę minut byli z powrotem razem z dragonami. Chwila ta dała jednak czas Tarnogrodcom do uszykowania się. Opuściliśmy Andrzejów i ostrzeliwując się cofali przez las na Zawadówkę i Wolę Wereszczyńską. Do Michelsdorfu już nie można było dostać się. Ze wzgórza, gdzie ruiny starej cerkwi, grzmiały armaty, a liczna jazda spuszczała się ku Urszulinowi".

W grudniu 1863 roku ogólna sytuacja powstańców jest zła po przez brak funduszy na prowadzenie działań bojowych. Brak jest też zebranych środków i materiałów na przetrwanie zimy, na 13 majątków i 6 parafii tylko 4 wywiązały się i to częściowo. Na zimę powstańcy w części są rozlokowani po dworach w Lejnie i Brusie. Część ich przebywa w obozie na Lipniaku. Po powrocie na Podlasie w grudniu 1863 roku Krysiński ponad to dowiedział się, że został zdjęty z dowodzenia, a jego oddział rozformowany. Nie pozostało mu niczego innego, jak wrócić do Galicji i wyjaśnić całą sprawę.

Zima roku 1864 stała się krytycznym momentem dla powstania Silne mrozy i zimno przyczyniło się do odnowienia nie wyleczonych kontuzji i ran. Powstańcom brakowało ciepłej odzieży i gorącej strawy. Wyćwiczona w walkach z powstańcami wojska rosyjskie zastosowały ostry terror wobec dworów i wsi pozbawiając powstańcom jedynego w zimie oparcia. Sterroryzowana przez Rosjan szlachta w tym okresie odmawiała jakiejkolwiek pomocy i schronienia powstańcom.

Rozbite oddziały po bitwie 6 stycznia 1864 roku pod Jedlanką zebrał major Leniecki. Major Poniński natomiast połączył się w Krasnem z Wróblewskim, skąd razem wyruszyli w Lubelskie.

W dniu 19 stycznia oddziałek dowodzony przez Wróblewskiego posuwał się od Tyśmienicy ku Jedlance. Już powstańcy w pobliżu Rudki Korybutowej wyminęli chatę leśnika, gdy ukazała się sotnia kozaków kubańskich pod dowództwem Zankisowa. Tenże, ubrany na biało, powiewał białym proporcem, więc powstańcy wzięli go za księdza jadącego z posługą duchowną. Toteż atak kozaków był nagły i niespodziewany i nim jeszcze zdążono uszykować się w szyku bojowym, już doskoczyli kubańscy. Wróblewski znajdując się najbliżej nieprzyjaciela, dopadnięty przez kozaków, otrzymał dwa cięcia w głowę, potem jedno cięcie w lewe ramie, osunął się z konia, na szczęście ciężko rannego zdołano go unieść z placu i uratować. Zranionego Wróblewskiego przywieziono w nocy do majątku Józefa Liniewskiego w Lejnie, a że nie chciałby o tym był rozgłos, złożono go na folwarku, skąd nocą wyjechał dalej. Obok rannego dowódcy poległo 12 zabitych. Powstańcy gnani na przestrzeni kilku wiorst przez Jedlankę, Sosnowicę i Białkę, powstańcy zupełnie zostali rozproszeni i nieliczni tylko jak Barancewicz, Aramowicz, Kwapiszewski i Ejtminowicz Julian zdołali ujść cało i po kilkunastu dniach tułaczki przeszli granicę galicyjską.

W styczniu 1864 roku Rosjanie zaczęli rąbać przesieki po lasach dla ułatwienia tropienia powstańców. Wyrąbywano szerokie przesieki w głąb lasów, jak również pasy lasu przylegające do dróg i traktów, co miało większą widoczność i perspektywę.

Na początku 1864 roku władze carskie zastosowały dwa szczególnie dotkliwe dla powstanie posunięcia. Był to ukaz o uwłaszczeniu i wprowadzenie amnestii. Spowodowały one, że chłopi masowo zaczęli opuszczać szeregów powstańcze i zniechęcali się do dalszego udziału i wspierania powstania. W lutym 1864 roku powstanie styczniowe ostatecznie upadło, rozpoczął się terror, konfiskaty, sądy, wyroki i zsyłki. W końcu lutego 1864 roku Oddział Karola Krysińskiego likwiduje obóz na Lipniaku i opuszcza ten teren. Cały region zajmują rosyjskie wojska. Władze carskie nasilają swą działalność przez zwiększone represje, zaostrzając prześladowania wszystkich podejrzanych o narodowe pro powstaniowe sympatie.

W dniu 2 marca 1864 roku władze carskie ogłosiły dekret uwłaszczeniowy. W myśl dekretu chłopi otrzymywali bezpłatnie grunta, będące w ich posiadaniu w chwili ogłoszenia dekret, a także ziemię zabraną im po 1846 roku. Zostali jednocześnie zwolnieni z czynszów i powinności na rzecz pana. Właściciel majątku miał natomiast otrzymać wynagrodzenie od państwa.

Wiele majątków uczestników powstania była zadłużona i podupadała. Aby się ratować właściciele odsprzedawali części swoich dóbr. Tak też postąpił i Liniewski dziedzic Lejna, co opisał w swoich pamiętnikach. „Ja naciśnięty interesami zacząłem się starać o jakiś kolonistów, którym by można sprzedaż część ziemi, bo towarzystwo zalegało, a nie było, czym płacić. W pierwszych dniach maja 1865 zgłosili się Niemcy i nabyli u mnie folwark Jagodno, włók piętnaście. W tymże roku, w miesiącu lipcu, przybyli drudzy koloniści i nabyli resztę folwarku Jagodno włók pięć. Pierwszy kontrakt był spisany 3/15 maja 1865 przed regentem powiatu włodawskiego, który do tej czynności na grunt do Lejna zjeżdżał. Jagodno nabyli z budowlami, obsiewami, na prawach wieczystej dzierżawy, zaliczyli na włókę po rubli dwieście i zobowiązali się płacić, co rok wieczyście po złotych polskich cztery z morga. Koloniści obsiedli bez sporu ze strony włościan".

Według sprawowania gubernatora lubelskiego za rok 1863 ludność powiatu radzyńskiego liczyła 122 788 osób, i był to najsłabiej zaludniony powiat w całym Królestwie Polskim, gdyż przypadało tu jedynie 16 osób na 1 kilometr kwadratowy. W całym powiecie dominowała ludność chłopska, z pracy na roli utrzymywała się też ponad połowę ludności miejskiej. Struktura własności ziemskiej była bardzo zróżnicowana. Obok znacznej, bo liczącej jedną trzecią część ludności bezrolnej; czeladzi, wyrobników i komorników rozległe kompleksy dóbr znanych rodów arystokratycznych; Czartoryskich, Zamojskich, Sapiehów, Potockich, które liczyły po kilka, a nawet kilkanaście tysięcy hektarów.

W majątkach liczących po kilka wsi zamieszkiwało kilkanaście rodzin średniozamożnej szlachty. Przeważnie dominowała szlachta drobna mająca w posiadaniu jedną, dwie wsie a także zagonowa i cząstkowa zamieszkująca w szlacheckich zaściankach i gospodarująca na 15-90 morgowych gospodarstwach. Wśród zamieszkałej ludności powiatu radzyńskiego, oprócz Polaków, duży odsetek stanowili Rusini, Żydzi oraz koloniści niemieccy. Co też odzwierciedlało się w mozaice wyznań; oprócz łacinników, 23,5 % stanowili unici, 14% starozakonni i 1,5% ewangelicy.

Rosjanie, zaraz po powstaniu, w latach 1864 - 1970 przeprowadzili pomiary geodezyjne wszystkich gruntów i majątków ziemskich. W 1887 roku zostaje wykonana przez Biuro Wojskowo - Topograficzne Sztabu Generalnego Carskiej Rosji na potrzeby wojska dokładna mapa topograficzna tego terenu i całej Zachodniej Rosji.

W 1867 roku władze rosyjskie zmieniły administracyjnie podział unickiej diecezji chełmskiej. Od tego czasu dekanaty nazywane również „błagoczynija" miały mieć te same granice, co nowopowstałe powiaty „ujezdy", a nazwę Królestwo Polskie carat nazywał oficjalnie „Krajem Priwislianskim". W nowo utworzonym powicie włodawskim władze carskie utworzyły „Błagoczynije Włodawskiego Okruga", czyli dekanat włodawski w skład, którego weszły unickie parafie w Sosnowicy, Lejnie i Brusie.

W 1875 roku nastąpiła kasata unii ukazem carskim. Skasowano wówczas diecezję chełmską i przyłączają ją do prawosławnego arcybiskupstwa warszawskiego, tworząc nową chełmsko - warszawską eparchię prawosławną. Już prawosławne parafie w Sosnowicy i Lejnie, nadal wchodzące w skład błagoczynija włodawskiego, weszły w skład nowo utworzonej diecezji. Parafia w Lejnie pod wezwaniem Uspienija Bożej Matierii - Zaśnięcia NMP obejmowała w swych granicach wsie: Lejno, Komarówkę, Zamłyniec, Zagłębocze. Nowo utworzona parafia w Woli Wereszczyńskiej z cerkwią pod wezwaniem św. Praskiewy miała swoich parafian w Zienkach, Lipniaku i Zbójnie.

Po powstaniu nasiliły się represje władz carskich. Wielu jego uczestników musiała emigrować, a ich majątki poupadały. Rosjanie całkowicie zakazali posługiwania się językiem polskim w urzędach i w szkołach. Jedynym kościołem rzymskokatolickim na całą okolicę był kościół w Wereszczynie.

 

 

  

 

Wereszczyn 1882 r., widok na kościół rzymskokatolicki i główną ulicę osady

Kolejne lata to zajmowanie się miejscowej ludności gospodarką rolniczą i rybacką, drobnym rzemiosłem i przemysłem. (produkcja bryczek w Załuczu Starym). Wybudowano nową publiczną drogę z Włodawy do Piask przez Wytyczno, Urszulin w latach 1899 - 1900 roku.

W 1896 roku w okolicach Wytyczna Rosjanie przeprowadzili wielkie manewry armii carskiej. Dowódcą kierującym nimi był generał gubernator warszawski Josif Romeyko Hurko.



Początek wieku XX

Ku niepodległości, I wojna światowa

W dniu 17 kwietnia 1905 roku został wydany carski najwyższy ukaz, tak zwany „tolerancyjny". Ogłosił on swobodę wyznania w Rosji. Dawni Unici, ówcześni wyznawcy prawosławia mogli przechodzić na wiarę katolicką.

Ruchy rewolucyjne 1905 roku odbiły się licznymi manifestacjami i pochodami robotników folwarcznych. W Wytycznie na wieży cerkiewnej nawet wywieszono czerwoną flagę. Odpowiedzią władz carskich była próba oderwania tych ziem od Królestwa Polskiego i włączenia ich do Rosji.

W latach 1910 - 1914 Rosjanie w okolicach Wytyczna wybudowali wojskowe umocnienia obronne w postaci niewielkich bunkrów betonowych (bindaży) połączonych ze sobą rowami strzeleckimi. Umocnienia te nawet wizytował car Mikołaj II z synem przed samym wybuchem I wojny światowej. Po wojnie bunkry te zniszczono, a w części wykorzystano w domowej gospodarce, w której służyły głównie jako spiżarnie produktów rolnych (ziemniaków).

W 1915 roku władze carskie ewakuowały w głąb imperium rosyjskiego urzędy, szkoły i mieszkańców guberni lubelskiej i chełmskiej. Jako pierwsi do ewakuacji zgłaszali się duchowni prawosławni zachęcając przy tym wiernych swoich parafii. Opuszczone cerkwie w Sosnowicy i Lejnie stały puste aż do czasu powrotu „bieżeńców" - uchodźców z Rosji do swoich rodzinnych stron. Stało się to dopiero po 1919 roku w niepodległej już Polsce. Jednak w 1919 roku skasowano parafię w Lejnie i Woli Wereszczyńskiej. Cerkiew w Woli Wereszczyńskiej zamieniono na kościół rzymsko - katolicki pod wezwaniem św. Izydora, tworząc na jego bazie nową parafię łacińską diecezji podlaskiej.

Opuszczona zaś cerkiew w Lejnie została rozebrana w 1922 roku.

Działania militarne I wojny światowej w ten rejon dotarły latem 1915 roku. W dniu 29 lipca rozpoczęła się letnia ofensywa wojsk austrowęgierskich i niemieckich na froncie wschodnim po zajęciu Dęblina. Wojska te dowodzone przez generała von Lindingena rozpoczęły pościg za armią carską. W dniach od 7 do 9 sierpnia Rosjanie umocnili się na pozycjach obronnych na linii od Uhruska po Pieszowolę. W dniu 9 sierpnia wojska niemieckie osiągnęły pozycje wyjściowe na przedpolach obronnych Rosjan. 10 sierpnia z pozycji wyjściowych koło Załucza Starego rozpoczęli atak żołnierze 106 Regimentu Piechoty Bawarskiej na kierunku Babsk, Kochanowskie, Wytyczno, Pieszowola. Zacięte walki o pozycje we wsiach Kochanowskie i Wytyczno trwają do 14 sierpnia. Od 13 do 15 sierpnia następuję chaotyczny odwrót oddziałów carskiej armii. Wycofujący się Rosjanie chcąc opóźnić pościg Niemców, zastosowali taktykę „spalonej ziemi". Spalono wówczas Wytyczno, Pieszowolę, Wołoskowolę, Wolę Wereszczyńską i część Sosnowicy wraz z dworem Sosnowskiego. W dniu 15 sierpnia Niemcy zdobyli Wytyczno, główny punkt obrony Rosjan. Kontynuowali oni nadal atak na kierunku do Włodawy. Włodawę zdobyli 17 i tu połączyli się z siłami armii austrowęgierskiej dowodzonej przez generała Augusta von Mackensenna, skąd ścigali Rosjan do Brześcia nad Bugiem.

Po przejściu frontu w lecie 1915 roku ziemie te znalazły się pod okupacją niemiecką do 1918 roku. Od razu rozpoczęła się odbudowa osad i gospodarki po zniszczeniach wojennych. Napłynęli też nowi osadnicy.

W latach 1916 - 1918 przebywał tu prof. Alfred Lityński i prowadził pierwsze naukowe badania hydro - zoologiczne w tutejszych jeziorach.

 

Okres międzywojenny II Rzeczypospolitej

W dniu 11 listopada 1918 roku Polska uzyskała niepodległość dzięki staraniem i działalności Komendy Naczelnej Organizacji Wojskowej. Ziemie te administracyjnie w II Rzeczypospolitej położone były w województwie lubelskim. Nastąpiło ustabilizowanie się stosunków narodowościowych wśród mieszkańców tego rejonu (Ukraińcy - 46%, Polacy - 25%, Żydzi - 17% i Niemcy - 15%).

Po uzyskaniu niepodległości przez kilka lat region ten stabilizował się ze zniszczeń wojennych. Nadal posiadał charakter typowo rolniczy, znacznie odstający i bardziej prymitywny od sąsiednich regionów Wyżyny Lubelskiej, Mazowsza i Podlasia. Jedynie nieco lepiej się darzyło w tutejszych majątkach: Olesińskich na Rybakówce, Karpińskich w Wytycznie, Wereszczynie i Andrzejowie, Jasińskich w Brusie Starym, Krassowskich w Pieszowoli, Godowskich w Zienkach i Libiszowskich w Sosnowicy.


 Dwór rodziny Krassowskich w Pieszowoli

Z czasem jednak i one w większości podupadały upodabniając się do posesji włościańskich lub podlegały nawet parcelacji za długi przez Ziemskie Towarzystwo Kredytowe.

W większości przedwojenne cerkwie prawosławne zostawały po 1918 roku przekształcane w kościoły rzymskokatolickie. Tak się stało między innymi w 1919 roku z cerkwią w Woli Wereszczyńskiej (od 1922 roku była kościołem parafialnym).

W 1920 roku wybucha wojna Polsko Radziecka. Działania militarne w ten rejon napływają w sierpniu 1920 roku. W dniu 14 sierpnia 1920 roku następuje atak sowieckiej grupy uderzeniowej Armii Czerwonej dowodzonej przez Dotla w ramach ofensywy warszawskiej z dnia 4 lipca 1920 roku na polskie placówki obrony w okolicach Świerszczowa, Garbatówki, Tarnowa i Zabrodzia. Był to pierwszy epizod „bitwy cycowskiej".

W potyczce tej uczestniczyła kompania batalionu łódzkiego pod dowództwem porucznika Chrynkiewicza. Miała ona rozkaz utworzenia wysuniętych placówek we wsiach Zastawie i Andrzejów. O świcie 15 sierpnia kompania por. Chrynkiewicza, na rozkaz majora Zajchowskiego, zwinęła stanowisko w Zabrodziu i skierowała się na Wereszczyn. W czasie marszu została zaatakowana przez silny oddział bolszewicki. Kompania por. Chrynkiewicza poniosła duże straty, głównie spowodowane ogniem karabinów maszynowych i wpadła w panikę. Ostatni akt tej potyczki zakończył się w Andrzejowie Starym. Tam też poległ dowódca kompanii por. Chrynkiewicz.

Właściciel majątku Andrzejów-Stary Stefan Karpiński pozwolił na pochowanie zabitych w oddzielnym grobie koło figury w miejscu gdzie nieopodal zginęli.

Według relacji (relację przekazał Pan Henryk Arasimowicz według wspomnień swego ojca) naocznego świadka wydarzenia przebiegały następująco:

„Otóż w okresie poprzedzającym walki, jakie miały wystąpić na tym terenie ojciec mój przebywał we wsi Sęków u swego stryjecznego brata, właściciela 90 morgowego gospodarstwa Franciszka Arasimowicza. W związku z zagrożeniem bolszewickim - Armia Polska - jej dowództwo - ogłosiło apel do mieszkańców o udzielenie armii wsparcia w postaci dostarczenia jej taborów konnych, które służyłyby walczącej armii do transportu sprzętu wojskowego oraz rannych żołnierzy.

W odpowiedzi na apel - brat stryjeczny ojca Franciszek Arasimowicz skompletował zaprzęg (konny - para koni i wóz) i przekazał je memu ojcowi, który postanowił wziąć udział w tejże kampanii wojennej. Włączając się do akcji pomocy armii postanowił udać się w kierunku Andrzejowa Starego, gdyż stamtąd dochodziły odgłosy toczących się walk.

Kiedy dojechał do majątku Stary Andrzejów tam zgłosił swój transport gotowy do współpracy na rzecz napotkanym oficerom. W sadzie obok dworu Karpińskich załadowano mu 2 karabiny maszynowe na wóz i polecono jechać w kierunku Wereszczyna zbierając rannych żołnierzy, gdyż w tym kierunku wycofywała się armia polska. Widział wycofujących się żołnierzy biegnących grupami przez sad przed nacierającymi bolszewikami. Z jedną z grup na jej czele biegł młody oficer porucznik z ręką uniesioną do góry, w której tkwił pistolet z okrzykiem „ chłopcy za mną". Lecz za chwilę padł trafiony wrogą kulą.

Ojciec zaś wycofując się w kierunku Wereszczyna nie mógł jechać drogą, gdyż opanowali ją już bolszewicy. Pojechał, zatem przez pola i łąki. Przeszkoda, jaka go czekała to rów graniczny z wodą pomiędzy Andrzejowem a Wereszczynem. W trakcie jego forsowania wóz się wywrócił a ładunek wpadł do wody. Pod wpływem silnej emocji chwycił za kłonicę i w tym momencie wóz stanął na koła. Szybko włożył ładunek i ruszył w kierunku Wereszczyna zbierając po drodze rannych żołnierzy. Przez cały czas będąc ostrzeliwany przez atakujących bolszewików - mając na wozie 6 rannych żołnierzy dotarł do wsi Wereszczyn w okolicach kościoła. Jechał dalej przez wieś w kierunku Świerszczowa a następnie Cycowa i Bark - gdzie spotkał znaczne siły wojsk polskich, które miały zluzować cofające się oddziały i przejąć ciężar walk.

Było to duże zgrupowanie kawalerii oraz artyleria z działami, które transportem kolejowym przybyły do Trawnik a następnie przyjechały do Bark. Kiedy oddziały te wkroczyły do walk i losy frontu się odmieniły. Nawała bolszewicka została zatrzymana i w przeciągu kilku dni została odrzucona, aż za rzekę Bug. Tata zaś w Barkach przekazał rannych żołnierzy, zwolniony wraz z taborem wrócił do domu.

Interesował go natomiast los żołnierzy i oficera, których widział jak padli w rejonie sadu w Andrzejowie. Mówił, że rozmawiał z mieszkańcami Andrzejowa, którzy dokonali pochówku oficera - porucznika i jego 4 lub 5 żołnierzy w mogile obok „czerwonej kapliczki" na drodze z Wereszczyna do Andrzejowa w majątku Stary Andrzejów. To wszystko, co mogę przekazać pochodzi z relacji mego ojca".

Drugim epizodem tejże wojny była potyczka w dniu 17 sierpnia 1920 roku w Sosnowicy. Tutaj polscy kawalerzyści 4 brygady jazdy podpułkownika Adama Nieniewskiego stoczyli zwycięską całodzienną walkę z dywizjonem sowieckiej kawalerii należącej do 58 dywizji strzelców mozyrskich.

W kolejnych latach gospodarka powoli się rozwijała. Wielu korzystało z naturalnych zasobów, głównie z rybołówstwa i lasu. Kilku właścicielom nie bardzo wychodziło gospodarzenie. Andrzej Karpiński właściciel lasów w Kochanowskim i Łowiszowie na jednej z biesiadnych imprez przegrał je w karty. Wykorzystała to spółka żydowska Bajor, Zausmann i Blanka, która w sposób rabunkowy w latach 1927 - 1933 eksploatowała te lasy. W końcu doprowadziła je do całkowitego zniszczenia, szczególnie stare drzewostany sosnowe. Gdy już nie było co ciąć, grunty odsprzedała chętnym.

W latach 1935 - 1938 rozwija się i rozbudowuje drobny przemysł i rzemiosło w Wytycznie, Heleninie, Załuczu Starym i Sosnowicy (cegielnie, młyny, tartaki oraz przetwórnia nasion oleistych na potrzeby warszawskiej perfumerii). Największy rozgłos w okolicy i kraju ma Załucze Stare, w którym rzemieślnicy produkują bryczki typu węgierskiego. Są one rozprowadzane na miejscu, a nawet wysyłane do Lublina i Warszawy.

W latach 1936 - 1938 prowadzi się na tym terenie prace geologiczne. Na torfowisku „Krowie Bagno" i Urszulin odkryto znaczące złoża węgla kamiennego i miedzi. Niestety wybuch wojny w 1939 roku przeszkodził kontynuacji tych badań.

W latach 1938 - 1939 rozpoczęto na szeroką skalę prace melioracyjne, mające na celu osuszenie torfowiska „Krowie Bagno". Prace te były wykonywane przy pomocy więźniów politycznych i cyganów z miejscowego więzienia w Krychowie koło Hańska. Wykopany wówczas kanał, później nazwano „Rowem więziennym".

W 1939 roku zaostrzają się waśnie i antagonizmy narodowościowe pomiędzy mieszkańcami tego regionu.


Okres wojny i okupacji hitlerowskiej

W dniu 1 września nastąpiła agresja wojsk niemieckich na Polskę, rozpoczęła się II wojna światowa. W rejonie tym konkretne działania rozpoczęły się 14 września, kiedy to w Sosnowicy zorganizowano pośredni punkt zborny dowodzony przez generała W. Piekarskiego. Od 16 do 29 września przez rejon ten przemaszerowywały różne polskie oddziały wycofujące się przed nieprzyjacielem. Były to: 1 Dywizja Piechoty Legionów generała W. Kowalskiego, Mazowiecka Brygada Kawalerii pułk. J. Karacza, Grupa Operacyjna „Polesie" generała F. Kleberga i 50 Rezerwowa Dywizja Piechoty „Brzoza". Już 19 września pod Sosnowicą była potyczka Mazowieckiej Brygady Kawalerii dowodzonej przez pułk. J. Karacza z wojskami niemieckimi.

Największą bitwą w tym rejonie w wojnie obronnej 1939 roku była stoczona pod Wytycznem w dniu 30 września i 1 października oddziałów Korpusu Ochrony Pogranicza „Polesie" generała W. Orlika Ruckemana z jednostkami armii czerwonej. Według danych i relacji historycznych bitwa o Wytyczno miała następujący przebieg:

Po przeprawie przez Bug pododdziały ppłk Sulika skoncentrowały się lesie koło Kosynia, gdzie kwaterował sztab dowództwa Korpusu Ochrony Pogranicza. Po zebraniu się całej grupy KOP, liczącej około 3 tysięcy żołnierzy, która w nocy z 29 na 30 września przesunęła się w rejon Kosynia i Wytyczna.

30 września o godzinie 17ºº Grupa KOP w jednej zwartej kolumnie opuściła rejon koncentracji w rejonie Kosynia. Przemarsz wojska odbywał się prawie bez przeszkód. Jedynie batalion „Bereźne'' stanowiący tylną straż kolumny natknął się przy przekraczaniu szosy Chełm - Włodawa w rejonie wsi Osowa na jakiś pododdział sowiecki z dwoma czołgami. Celne strzały z małej odległości armaty 75mm zapaliły dwa czołgi i skutecznie ostudziły zapał do ataku piechoty nieprzyjacielskiej. W ciągu nocy i nad ranem 1 października osiągnięto rejon Wytyczna, otoczony bagnami, wodami jeziora Wytyckiego i niewielkimi lasami. Przecinała go szosa Włodawa - Lublin, na której odbywał się ciągły ruch jednostek sowieckich.

 Przebieg bitwy pod Wytycznem.

Do pierwszych starć doszło już 1 października pomiędzy godziną 1ºº a 2ºº gdy czołowe oddziały zaczęły przekraczać szosę, aby skryć się w lasach na zachód od niej. Oddziały polskie zostały zaatakowane przez kolumnę czołgów sowieckich 36 brygady pancernej od strony Cycowa i Urszulina, które wycofywały się za linię demarkacyjną na Bugu. W pierwszym starciu ogniem działek ppanc. i pojedynczych armat 75mm zniszczono 4 czołgi. Do rana szosę przekroczyła większa część pułku KOP „Sarny", tabory i artyleria. Nad ranem od strony Urszulina rozpoczęła atak sowiecka piechota wsparta czołgami i artylerią. Żołnierze batalionów pułku „Sarny" zajęły pozycje wśród bagien i lasków na wschód od jeziora Wytyckieg, natomiast artyleria usytuowana była w rejonie Wólki Wytyckiej i skutecznie powstrzymywała ataki piechoty nieprzyjacielskiej. Rosjanie dokładnie wiedzieli, jakiego nieprzyjaciela mają przed sobą i jakie jest jego położenie. Nad jednostkami KOP - u krążyły samoloty nieprzyjacielskie i atakowały ich stanowiska bombami i ogniem karabinów maszynowych. Radziecka artyleria w sile czterech baterii również ostrzeliwała nieprzerwanie polskie stanowiska. W odpowiedzi polskie działa nie były dłużne i pomimo ostrzału zmuszającego je do ciągłych zmian stanowisk, powstrzymywała skutecznie kolejne ataki piechoty, niszcząc przy okazji następne dwa czołgi. Niestety, polskim artylerzystom zaczęło brakować amunicji. Ogień ich stawał się coraz rzadszy, strzelali już tylko do dobrze widocznych i rozpoznanych celów.

Generał Orlik - Rückemann, chcąc zyskać na czasie i odwrócić uwagę nieprzyjaciela od szosy, aby przegrupować jak najwięcej polskich oddziałów do lasu na zachód od Wytyczna, przed godziną 9ºº wydał drogą radiową rozkaz do dowódcy batalionu „Polesie", aby ten uderzył na skrzydło przeciwnika, które znajdowało się przed południowym skrajem lasu, na wschód od Wytyczna. Atak miał ubezpieczać batalion „Bereźne". Pomimo potwierdzenia rozkazu uderzenie nie nastąpiło. Zarówno dowódca batalionu „Polesie" ppłk Dyszkiewicz jak i ppłk Jacek Jura bezskutecznie próbowali poderwać swoich żołnierzy do ataku. Zmęczeni i całkowicie wyczerpani nie byli wstanie do dalszej walki. Część z nich zaczęła się poddawać, część w panice porzuciła broń i rozproszyła się po okolicy. Przy oficerach pozostało niewielu, a batalion „Polesie" przestał praktycznie istnieć.

Wobec takiego obrotu sprawy i meldunku ppłk Sulika, że jego żołnierze nie wytrzymają następnego silnego uderzenia wojsk sowieckich, gen. Orlik - Rückemann postanowił zwołać naradę dotyczącą możliwości prowadzenia dalszej walki. W naradzie zwołanej o godzinie 10³º udział wzięli: płk Bittner, ppłk Sulik, mjr Czernik, mjr Gawroński oraz mjr Marcinkiewicz.

Po naradzie z oficerami, wobec beznadziejnej sytuacji bojowej gen Orlik - Rückemann zdecydował, że o godzinie 12 ºº żołnierze zaprzestaną walki i spróbują oderwać się od nieprzyjaciela, kierując się lasy koło Sosnowicy, gdzie nastąpi rozwiązanie wojsk KOP - u oraz rozproszenie pododdziałów i żołnierzy w różnych kierunkach. Do poszczególnych oddziałów walczących bezpośrednio z wrogiem poszły odpowiednie rozkazy. Jednak nie wszystkim udało się przebić przez pierścień wroga. Batalion „Rokitno" maszerujący za głównymi siłami wojsk KOP - u nie zdołał przebić się na drugą stronę szosy i w większości dostał się do niewoli. Natomiast batalion „Bereźne", który po starciu z czołgami nieprzyjacielskimi w rejonie Osowy maszerował jako straż tylna całego zgrupowania, dotarł do szosy znacznie dalej na wschód od Wytyczna w rejon Dominiczyna musiał przez cały dzień odpierać ataki piechoty nieprzyjaciela dowożonej samochodami od strony Dubeczna. Batalion był również atakowany z powietrza. W godzinach popołudniowych wykorzystał chwilowe osłabienia ataków i przedostał się przez szosę. W rejonie Sosnowicy na szosie Włodawa - Parczew stoczył kolejną potyczkę z czołgami sowieckimi, dwa z nich niszcząc. Batalion KOP ,,Bereźne" nie złożył broni. Dołączyły do niego grupy żołnierzy KOP, które nie wykonały rozkazu niszczenia broni i rozproszenia się. Tego rozkazu nie wykonała również bateria armat 75 mm, która z rejonu Wólki Wytyckiej, bezdrożami ,,Durnego Bagna" dotarła w lasy parczewskie, gdzie dołączyła do Samodzielnej Grupy Operacyjnej ,,Polesie".

Po zakończeniu bitwy pod Wytycznem w lesie na południe od Parczewa, przy gen. Orliku - Rückemannie zebrało się około 30 oficerów jego nie istniejącej już grupy. Tutaj zebrani powzięli decyzję o zawiązaniu konspiracyjnej organizacji ,,Tajny KOP" z gen Orlikiem - Rückemannem jako dowódcą. Ustalono hasła i kontakty w Warszawie, do której większość oficerów się udawała i gdzie miano ostatecznie zadecydować o formie organizacyjnej i dalszej działalności.

W ostatniej bitwie Korpusu Ochrony Pogranicza zginęło około 130 żołnierzy polskich. Ze szczególną bezwzględnością wojska sowieckie obeszły się z żołnierzami, którzy trafili do niewoli. Ukazuje to relacja podporucznika rezerwy Józefa Klaudy z 1978 roku

Po boju bolszewicy nakazali ludności zebrać z pól poległych i rannych i pozwozić na plac przed Domem Ludowym. Rannych polecili wnieść do Domu Ludowego, gdzie zamknęli ich na klucz, nie udzielając pomocy lekarskiej. Pozamykali również okiennice, aby nikt nie mógł wydostać się ze środka. Dopiero w poniedziałek 2 października 1939 roku zjechała z Włodawy sowiecka kolumna sanitarna, niby w celu udzielenia rannym pomocy lekarskiej. Oczywiście wszyscy ranni zmarli z upływu krwi. Poległych i zmarłych z ran żołnierzy polskich, obdarto z mundurów, a dokumenty złożono na stos i spalono. Umundurowaniem podzielili się żołnierze sowieccy i miejscowi Ukraińcy. W tej akcji wyróżnił się miejscowy Ukrainiec, Paweł Dyksa ( gdy czasy się zmieniły, to znaczy, gdy dotychczasowi sojusznicy ,, pokłócili się", Paweł Dyksa w 1942 roku został zabrany przez Niemców do Oświęcimia, gdzie poniósł śmierć). Zarówno żołnierze bolszewiccy, jak i miejscowi Ukraińcy mścili się na bezbronnych, wziętych do niewoli, żołnierzy polskich.

Po bitwie grupy pościgowe Armii Czerwonej wyłapały około 300 żołnierzy polskich. Widziano ich 2 października pędzonych pod konwojem w stronę lasów pieszowolskich przez wieś Wielki Łan na wschód. Zostali oni prawdopodobnie wymordowani w lasach włodawskich. Byli wśród nich dowódcy KOP - u płk dypl. Tadeusz Różycki - Kołodziejczyk i ppłk Jacek Jura. Druga kilkudziesięcioosobowa grupa jeńców była prowadzona przez Urszulin, Świerszczów w stronę Trawnik. Zostali oni prawdopodobnie rozstrzelani i pochowani na cmentarzu protestanckim w jednej z wiosek - kolonii niemieckiej na południe od Świerszczowa. Większość zbiorczego batalionu KOP „Polesie" i część batalionu KOP „Rokitno" około 800 żołnierzy którzy nie zdołali przekroczyć szosy dostało się do niewoli i wszelki ślad po nich zaginął.

Epopeja dwutygodniowych walk Grupy Korpusu Ochrony Pogranicza pod dowództwem generała Orlika - Rückemanna dobiegła końca. Z ostatnich informacji, jakie otrzymaliśmy wynika, że ppłk Jacek Jura nie zginął z rąk żołnierzy Armii Czerwonej. Przeżł on wojnę i represje władz komunistycznych. Zmarł i został pochowany w swojej rodzinnej miejscowości Kęty.

W październiku 1939 roku cały teren został zajęty przez wojska niemieckie i rozpoczęła się okupacja niemiecka aż do 23 lipca 1944 roku. Już w pierwszych dniach i miesiącach okupacji Polacy przystąpili do organizacji konspiracyjnych wojskowych placówek „Związku Walki Zbrojnej", później zamienionych na oddziały Armii Krajowej. W latach 1940 - 1944 zorganizowano szereg oddziałów AK, które przez cały okres okupacji działały na tym terenie. Były to Wacława Topolskiego ps. „Kobra", „Marsa", „Jaremy", „Zagłoby", „Lecha Leonarda ps. „Leszek" i innych. Dowódcą AK na powiat włodawski został Józef Milert ps. „Sęp". W latach 1941 - 1943 działała polska konspiracyjna szkoła w Woli Wereszczyńskiej zorganizowana i kierowana przez miejscową nauczycielkę Ludwikę Piekarzównę.

W 1940 roku Niemcy utworzyli getto i obóz pracy dla Żydów w Sosnowicy oraz obóz pracy w Krychowie na Krowim Bagnie na bazie przedwojennego więzienia.

W latach 1941 - 1942 miejscowi Niemcy opuścili ten teren przesiedlając się na żyzne ziemie w Wielkopolsce. Ich gospodarstwa najczęściej zajmowali w porozumieniu z administracją niemiecką Ukraińcy. W czerwcu 1941 roku w rejonie tym nastąpiła koncentracja wojsk hitlerowskich Grupy Armii „Południe" fledmarszałka Greda von Rundstedta przed napaścią na ZSRR w ramach operacji „Barbarossa".

W październiku 1941 roku został zorganizowany 200 osobowy partyzancki oddział pod dowództwem Fiodora Kowalowa z niewielkich, radzieckich oddziałów partyzanckich. W 1942 roku łączy się on z oddziałem Jana Hołody, tworząc nowy oddział Gwardii Ludowej im. Generała Bema, później zmieniając nazwę na Adama Mickiewicza.

W dniu 26 maja 1942 roku Niemcy przeprowadzają pacyfikację wsi Wereszczyn, za domniemaną pomoc mieszkańców partyzantom. W listopadzie tego roku zostają zlikwidowane getta i obozy pracy dla Żydów w Sosnowicy i Krychowie. Żydów wywieziono do obozu zagłady w Sobiborze i obozu koncentracyjnego na Majdanku koło Lublina.

W maju 1943 roku żołnierze grupy AK dowodzonej przez Lecha Leonarda pozyskali koło wsi Sęków na Bagnie Bubnów części niemieckiej rakiety V1 wystrzelonej z poligonu w Dębie. Części te zostały przekazane dalej do konspiracyjnego transportu do Anglii.

W dniu 23 lutego 1944 roku zorganizowano zasadzkę w Załuczu Starym na akowców. Radziecki Oddział Władimira Mojsenki ps. „Wołodia" , wchodzący w skład zgrupowania wywiadowczo - dywersyjnego dowodzonego przez ,,Bohatera ZSRR'' ppłk. Iwana Bonowa ps. ,,Czornyj'' dokonał egzekucji, mordując kapitana Józefa Milerta ps. „Sęp" (komendant obwodu włodawskiego AK; oficer zawodowy 8 pp Legionów w Lublinie, lat 37.), por. Józefa Majewskiego ps. „Jotem" (adiutant komendanta Obwodu włodawskiego: oficer rezerwy, prawnik - adwokat, lat 33) i Józefa Pasonia ps. „Słowik" (dowódca drużyny sztabowej, do wybuchu wojny student uniwersytetu w Poznaniu, lat 25). Opis na podstawie relacji świadków z wydarzenia:

„Kpt. Józef Milert i por. Józef Majewski i kilku innych, udali się w dniu 23 lutego 1944 r. do wsi Załucze Stare, aby przekazać komendę włodawskiego Obwodu AK Mieczysławowi Łabędź - Zatoroskiemu ps. ,,Aleksander'', zgodnie z rozkazem z dnia 20. II 1944 r, wydanym przez Komendanta Okręgu Lubelskiego AK płk Kazimierza Tumidajskiego ps. ,,Marcin''. Oficerom towarzyszyli: st. strz. Józef Pasoń ps. ,,Słowik'' i strz. Marceli Gościniak ps. ,,Biały Kazik''. Spotkanie kpt. ,,Sępa'' z por. Mieczysławem Zatorskim, miało się odbyć w Załuczu Starym w domu Leona Rentflejsch ps. ,,Błyskawica'' - oficera łączności w komendzie Obwodu. O spotkaniu tym był powiadomiony i miał być na nim obecny także por. Bolesław Flisiuk ps. ,,Sławuta'' (późniejszy ,,major Jarema''), a także oficer organizacyjny Inspektoratu AK Chełm. Kap. Józef Milert, por. Józef Majewski i towarzyszący im żołnierze, wyjechali wieczorem ze wsi Sęków koło Wereszczyna. Powoził woźnica. Był nim Zenon Zakrzewski, mieszkaniec Sękowa. Grupa w drodze do Załucza, przejeżdżała trasą Wereszczyn - Zabrodzie - Dębowiec. Przy kapliczce z czerwonej cegły, gdzie zbiegały się drogi z Załucza Nowego i Zawadówki, w pobliżu domu Retflejszów, drogę nagle zajechały im konne sanie, a zza przydrożnych drzew wybiegło kilkunastu dobrze uzbrojonych ludzi. Grupa akowców została oślepiona światłem latarek elektrycznych i sterroryzowana bronią automatyczną. Akowcy posiadali przy tylko broń krótką. Kpt. Milert zorientowawszy się, że napastnikami są Sowieci, wezwał swoich podkomendnych do zachowania spokoju i wyjaśnienia zajścia. Na nic zdały się wyjaśnienia: zostali brutalnie rozbrojeni, zaprowadzeni do budynków i tam - po sprawdzeniu tożsamości, zamordowani.

Komendanta Obwodu - kpt. Józefa Milerta, strzałem z pistoletu w usta zabił sam ,,Wołodia'' - dowodzący grupą zbirów. Józefa Pasonia zabił ,,Barabasz''. Szeregowy Marceli Gościniak ocalał, prawdopodobnie dlatego, że jego rysopis nie zgadzał się z rysopisem posiadanym przez morderców, jak również dlatego, że był pracownikiem parowozowni PKP w Chełmie, a zamachowcy byli zainteresowani dywersją na kolei. Do por. Józefa Majewskiego, strzelał celując w piersi z karabinu ,,dziesiątki'' - Sowiet o ps. ,,Andrej'' Żyjącego jeszcze Józefa Majewskiego, dobił strzałem z pistoletu, dowódca grupy - ,,Wołodia''.

Po morderstwie, banda ,,Wołodii'' przeniosła się do kolonii Bartoszycha i zatrzymała się w zabudowaniach Romana Honorego. Tam suto raczyli się samogonem. Marcelego Gościniaka rozebrali z ubrania wierzchniego, zdjęli mu buty. Brak ubrania i butów miał być gwarancją, że im nie ucieknie - prawie nago i boso. Korzystając z tego, że sowieccy bandyci byli już mocno pijani, Gościniak skorzystał z chwili nieuwagi pilnującego go wartownika i skoczył do drzwi. Boso przebiegł polami kilka kilometrów. Dotarł do kolonii Sęków i skierował się do domu Karoliny i Romana Panasiuków, u których stale kwaterował kpt. ,,Sęp''. Tam Gościniak poinformował gospodarzy o zaistniałym zajściu.

Do dziś żyje jeszcze dwoje naocznych świadków tej zbrodni. Z grupy morderców ustalono nazwisko zasadzki - Henryka Soborskiego, ze wsi Wólka Tarnowska.

Zamach był starannie przygotowany. Banda ,,Wołodii'' musiała być powiadomiona o miejscu i godzinie odprawy w Załuczu Starym. Oddział ,,Wołodii'' o godz. 19 przyjechał do Załucza Starego od strony Lejna, na trzech saniach konnych. Dwoje sań zostawili w zagajniku. Trzecie sanie stały przy drodze, aby na dany znak zatarasować drogę jadącym. Oczekiwanie na przyjazd grupy akowców, trwało około półtorej godziny".

Kolejnym wydarzeniem była pomyłkowa bitwa w dniu 12 marca 1944 pomiędzy oddziałami partyzanckimi. Na wieść o planowanej przez Niemców pacyfikacji Załucza placówka AK „Nadbużanki" pod dowództwem por. Leona Rentflejsch „Błyskawica" z placówki w Załuczu zorganizowała zasadzkę na Niemców. Jednak w nocy doszło do bitwy z oddziałem partyzanckim generała Sidora Kołpaka, który przybył do Załucza, a Polscy partyzanci wzięli ich za Niemców. W ataku brali udział: Jan Krystman „Żydek", Jan Szymczyk „Mały Janek" z Dubeczna, Edward Kotowski z Dubeczna, Kazimierz Jakubowski z Dubeczna, Leszek Jarosz „Leszek" z Dubeczna, Stanisław Kozłowski z Załucza, Zbigniew Majewski z Załucza, Henryk Pasikowski „Vis", Stanisław Pasikowski „Tygrys". Pierwszych siedmiu zginęło na placu boju, a por. Rentflejsch został ciężko ranny.

W dniu 25 kwietnia 1944 roku w Urszulinie grupa mieszkańców została ostrzelana przez uciekające z Włodawy jednostki niemieckie. Wjeżdżający szosą do Urszulina z Włodawy oddziały żandarmerii hitlerowskiej i nacjonalistów ukraińskich natknęły się na kilkudziesięciu ludzi wybierających ziemniaki z kontygentowych magazynów. Niemcy otworzyli ogień z broni. W wyniku strzelaniny zginęło 30 osób.

W maju 1944 roku za frontu przybyły na te tereny silne ugrupowania partyzanckie radzieckie i polskie, przemieszczające się na Lubelszczyznę. W dniu 31 maja 1944 roku w okolicy Woli Wereszczyńskiej miała miejsce zwycięska potyczka oddziału Łącznikowego Batalionów Chłopskich dowodzonych przez Edwarda Dudę ps. „Konarski" z patrolem niemieckim. Natomiast 17 czerwca 1944 roku kilka oddziałów partyzanckich stoczyło całodzienny ciężki bój w Woli Wereszczyńskiej z przeważającymi siłami niemieckimi biorącymi udział w akcji „Vagabund - Meigewitter". W bitwie wzięły udział: oddziały partyzanckie radzieckie Baranowskiego i Banowa, „Czornego", polskie z grupy Armii Ludowej „Grzegorza" i grupy Armii Krajowej „Marsa". W czerwcu doszło również do zwycięskich potyczek oddziału AK majora Romualda Kompfa z Niemcami pod Pieszowolą i Wołoskowolą.

W dniu 23 lipca 1944 roku rejon ten zostaje całkowicie wyzwolony spod okupacji hitlerowskiej przez oddziały radzieckie 11 Korpusu pancernego i 2 Korpusu Kawaleryjskiego Gwardii. Front przesuwa się na zachód poza rejon. Od 22 lipca 1944 roku na ziemiach wyzwolonych władzę objął Polski Rząd Ludowy (PKWN), organizował swoją administrację i przeprowadzał reformy rolno-gospodarcze.


Lata powojenne  

Działalność podziemia niepodległościowego po wkroczeniu na teren Lubelszczyzny Armii Czerwonej.

Wkrótce po wkroczeniu na tereny Lubelszczyzny wojsk sowieckich, nowa, odgórnie mianowana komunistyczna władza rozpoczęła represje wobec niepodległościowego podziemia. Na przełomie lata i jesieni 1944 r. nastąpiła fala aresztowań wymierzona w przeciwników reżimu komunistycznego. Sprawnie przeprowadzona akcja, a do tego zamieszanie wynikające ze zmiany oprawcy nazistowskiego na tego sterowanego z Moskwy, wymuszało przystosowanie się do nowych warunków oddziałów niepodległościowego podziemia. Po okresie zaskoczenia skalą i skutecznością tych działań, a także dodatkowym zmieszaniem wynikającym z rozwiązania Armii Krajowej, dopiero wiosną 1945 r. lokalne oddziały partyzanckie, które przeszły reorganizację, a często połączyły się w większe oddziały, mogły przejść do nowych działań zaczepnych. Co istotne, zostały one zasilone przez żołnierzy pochodzących z rozbitej 27 Wołyńskiej dywizji AK, co pozwoliło w pewnej skali zniwelować wcześniejsze straty osobowe.

W tym czasie powstają nowe konspiracyjne grupy zbrojne uznające zwierzchnictwo rządu londyńskiego: ,,Marsa”, ,,Jaremy” i ,,Zagłoby”, oraz należące do Narodowych Sił Zbrojnych: ,,Szarego”, ,,Sokoła”, ,,Jacka” i ,,Romana”. Jednak największą aktywność na tym terenie przejawiał oddział dowodzony przez Tadeusza Bychowskiego ps. ,,Sęp”, w którym kluczową rolę odgrywał Leon Taraszkiewicz ps. ,,Jastrząb”, oprócz niego w jego skład wchodzili m.in.: Jan Adam Ciepałowicz ps. ,,Vis”, Stefan Karczewski ps. ,,Lech”, Stefan Bielawski ps. ,,Barabasz” i Eugeniusz Jarecki ps. ,,Krogulec”. W kwietniu 1945 r. do oddziału dołącza grupa byłego komendanta rejonowego AK Klemensa Panasiuka ps. ,,Orlis”, a miesiąc później oddział Feliksa Majewskiego ps. ,,Róg”.

Pierwszą akcją tego zgrupowania był atak na posterunek milicji w Wytycznie w maju 1945 r. Przeprowadzają ją grupy ,,Orlisa” i ,,Roga”. Obiekt został opanowany bez wystrzału, załogę rozbrojono, a całą znajdującą się tam broń zabrano. Kolejna akcja miała miejsce w dniu 2 czerwca, a celem był posterunek Milicji Obywatelskiej w Sosnowicy. Tym razem dowódcą był Leon Taraszkiewicz. Niestety nie obyło się bez rozlewu krwi. W ataku zginął komendant posterunku Stefan Łuć, a także dwaj funkcjonariusze Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego z Włodawy: Jan Chilimoniuk i Piotr Zając, a ranni zostali Mikołaj Dmitruk i Bazyli Koperczuk. Grupie ,,Jastrzębia” udało się jeszcze rozbroić wezwanych przez milicjantów na pomoc ormowców z Pieszowoli. Następnie cały oddział wycofał się do Kolonii Olszowo. W miejscowości tej u Heleny Brzyskiej i Heleny Sułkowskiej były stałe kwatery ,,Jastrzębia” i ,,Orlisa”, a także około 20 ich ludzi.

Egzystencja partyzantów to oczywiście nie tylko akcje bojowe. Właściwie to stanowiły one jedynie przerywnik w codziennych trudach związanych ze zdobyciem prowiantu, patrolowaniu najbliższej okolicy i próbowaniu pozostania niezauważonym, czy to przez ,,niezaangażowanych” miejscowych, czy przez siły bezpieczeństwa. Oczywiście były od tego wyjątki, jak romans Jana Adama Ciepałowicza ps. ,,Vis” z Czesławą Jedynakówną, która w niedługim czasie została jego żoną. Zmniejszanie się liczby żołnierzy podziemia niepodległościowego nie wynikało jedynie z ofiar ponoszonych w walce. Część żołnierzy wobec braku działań podejmowanych przez państwa Zachodnie na rzecz wolnej Polski, rezygnowała sama z trudnej działalności partyzanckiej. Oczywiście o ile mogli i mieli dokąd wrócić. Na podejmowanie tych decyzji duży wpływ miały amnestie ogłaszane przez komunistyczne władze. Pierwsza z nich była latem 1945 r., druga na początku 1947 r. Za ich pomocą władze dezorganizowały działania podziemia niepodległościowego. Oczywiście obietnic amnestii nie dotrzymywano. Ujawniających się członków podziemia poddawano wnikliwym przesłuchaniom, a następnie represjom. Zdobytą w ten sposób wiedzę wykorzystywano przecinko wciąż ukrywającym się żołnierzom sił antykomunistycznych.

Oczywiście wszystkie akcje podziemia niosły ze sobą następstwa w postaci kontrakcji UB. Tragicznie zakończyła się jedna z nich na gajówkę Czortówna w dniu 12 czerwca 1945 r. Od kul polegli wówczas Stefan Karczewski ps. ,,Lech” i Tadeusz Bychowski ps. ,,Sęp”. W tym samym czasie dowództwo całego oddziału obejmuje Leon Taraszkiewicz, do którego dołączył jego brat Edward ps. ,,Grot”, znany bardziej pod swym późniejszym pseudonimem ,,Żelazny”.

Latem 1945 r. zmienia się charakter działań wymierzonych w nowe władze. Od tego czasu za cel swoich działań niepodległościowe podziemie bierze wysokiej rangi przedstawicieli władz bezpieczeństwa, czy konfidentów UB, jak chociażby Stanisława Marcinkowskiego.

W dniu 3 września 1945 r. tutejsze grupy bojowe zostały włączone do nowopowstałej tajnej organizacji ,,Wolność i Niezawisłość” (WiN). Dowódcą obwodu został kpt. Zygmunt Szumowski ps. ,,Komar”, a jego zastępcą Klemens Panasiuk. Z kolei Leon Taraszkiewicz został dowódcą oddziału lotnego, a komendantem rejonu Wola Wereszczyńska i Wołoskowola był Feliks Majewski.

Kolejna fala aktywności oddziałów podziemia niepodległościowego przypadła na zimę 1946 r. W styczniu oddział ,,Jastrzębia” przeprowadził akcję przeciwko ludności ukraińskiej w Zienkach i Górkach, która aktywnie wspierała oddziały UPA. Oprócz tego ten sam dowódca i jego oddział zdobywa posterunek milicji w Sosnowicy. W lutym z kolei stacza dwie potyczki w Wielkim Łanie i Łowiszowie z oddziałami Ludowego Wojska Polskiego, które zostało przysłane na te tereny w celu pacyfikacji oddziałów antykomunistycznych. W marcu wojsko przeprowadziło na szeroką skalę akcję przeciwko grupom WiN. Do potyczek dochodzi m.in. w miejscowości Załucze, Grabniak i Jagodno. W odpowiedzi na to w Wołoskowoli podziemie likwiduje powiatowego sekretarza Polskiej Partii Robotniczej.

Najbardziej tragiczny epizod walk podziemia niepodległościowego w drugiej połowie lat czterdziestych miał miejsce w okresie świąt Bożego Narodzenia 1946 r. Z tej okazji ,,Jastrząb” dał członkom swojego oddziału ,,urlop”, aby mogli oni spędzić ten czas ze swoimi rodzinami. Z kolei on sam, ,,Żelazny” i około 10 ich ludzi: ,,Ryś", „Słoń", „Bolek-Łapka", „Smukły", „Żak", „Lew", „Szakal", „Sokół II", „Krzewina" i „Kozioł", postanowili spędzić święta u zaufanej rodzinny Zielińskich w Woli Wereszczyńskiej. Na skutek zdrady dokonanej przez jednego z członków oddziału Bolesława Koniecznego ps. ,,Orzełek” dom Zielińskich został w dniu 24 grudnia otoczony przez specjalnie ściągnięty do tej akcji oddział Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego. Podczas obławy zginęli Zdzisław Kogut ps. ,,Ryś” i Stefan Milaniuk ps. ,,Słoń”. Z kolei Albin Bojczuk ps. ,,Lew” pomimo odniesionych ran zdołał się wydostać wraz z pozostałymi członkami oddziału z okrążenia, gospodarstwo Zielińskich spłonęło, a cała akcja w pamięci miejscowych zyskała sobie miano ,,krwawej niedzieli”. O ile Leonowi Taraszkiewiczowi w Wigilię udało ujść się z życiem, to nie miał on już tyle szczęścia dnia 3 stycznia 1947 r. w Siemieniu. Ponownie został on wówczas zdradzony przez podwładnego z oddziału ,,Bolka-Łapkę”, który sam zapłacił za swój czyn najwyższą karę, na rozkaz brata zabitego Edwarda Taraszkiewicza ,,Żelaznego”, który jednocześnie przejął dowództwo oddziału.

Po zakończeniu amnestii z 1947 przybrały na sile akcje władz państwowych wymierzone w ,,reakcyjne podziemie”. Latem 1947 r. w lesie w okolicy Sękowa zostaje otoczona przez oddział LWP grupa bojowa ,,Ordona”, który to ginie w walce. Jego żołnierze, którym udało się wydostać z okrążenia są w krótkim czasie eliminowani przez służby bezpieczeństwa. W listopadzie w Hańsku ginie ,,Sokół”, a w grudniu w kolonii Daleczkąt zostaje otoczony i zastrzelony Bogusław Zieliński ze wsi Lipniak.

Kres działalności zbrojnej podziemia antykomunistycznego na naszym terenie przyniósł rok 1951. Wiosną tego roku grupa ,,Żelaznego” podejmuje śmiałe działania wymierzone w konfidentów Urzędu Bezpieczeństwa i MO. Dnia 29 maja Taraszkiewicz ze swoimi ludźmi przeprowadzili akcję, która odbiła się szerokim echem w całym kraju. Na początku we wsi Dominiczyn wyeliminowany został Ludwik Czugała – przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej w Lublinie. Następnie w tej samej miejscowości Franciszek Hutkowski, przewodniczący spółdzielni produkcyjnej, a także Hipolit Tomaszewski, współpracownik UB. Następnie żołnierze podziemia udali się zarekwirowanymi samochodami do Woli Wereszczyńskiej, eliminując po drodze Hipolita Tomaszewskiego. W szkole w Woli wymierzyli kary fizyczne dwóm nauczycielkom – Danucie Szulc i Krystynie Litwińczuk, które za propagowanie nowego ustroju, pozdejmowanie w szkole krzyży i powieszenia w niej nowych godeł z orłem bez korony, zostały obite kijami. Oprócz tego na miejscowej poczcie poprzecinali przewody, w celu utrudnienia pościgu. Następnie cała grupa udała się na północny zachód. W Lejnie zastrzelili sołtysa tej wsi - Skoczylasa, a w Komarówce - Józefa Kosińskiego – współpracowników organów bezpieczeństwa.

Jak nietrudno się domyśleć ta śmiała akcja podziemia nie mogła ujść płazem. Miejscowi przedstawiciele władz wezwali pomoc w postaci oddziałów wojska i UB. Cały teren został objęty wnikliwym nadzorem i poddany przeszukiwaniom. Działania te w niedługim czasie przyniosły efekty. Oddział Taraszkiewicza został rozbity, a on sam wraz z trzema swoimi ludźmi podjął swoją ostatnią walkę w dniu 6 października 1951 r. Grupa ,,Żelaznego” została otoczona w Zbereżu nad Bugiem. Po nierównej walce z prawie tysiącem funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa Edward Taraszkiewicz został zabity wraz z jednym ze swoich towarzyszy Stanisławem Torbiczem ,,Kazikiem”. Dwaj pozostali jego podwładni zostali ujęci , a w czasie pokazowego procesu skazani na śmierć i straceni w 1953 r.

Opisując burzliwe powojenne lata trzeba wspomnieć jeszcze o ,,rozwiązaniu” kwestii ukraińskiej na tym terenie. Po przejściu frontu przez tereny Lubelszczyzny uaktywniły się nacjonalistyczne oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), przybywające na ten obszar ze wschodu. Biorąc pod uwagę, że Ukraińcy stanowili przed wojną prawie połowę ludności na tym obszarze, ich dowódcy ,,Maksym”, ,,Semen” czy ,,Czumak”, mogli liczyć na przychylność przynajmniej części miejscowych rodaków. Ich plany nie były bezpodstawne, skoro na początku 1947 r. oddział Jastrzębia przeprowadził akcję przeciwko ludności ukraińskiej z miejscowości Zienki i Górki. Powodem jej było sprzyjanie miejscowych UPA. Szczególnie narażona na ataki nacjonalistów była Sosnowica. W czerwcu 1946 r. zaatakowali oni posterunek milicji w tej miejscowości. Kolejny atak w tym samym miejscu miał miejsce we wrześniu 1947 r. Dopiero przeprowadzona na przełomie 1947 i 1948 r. akcja ,,Wisła”, pozwoliła na oczyszczenie tego obszaru z band UPA. Z drugiej jednak strony doprowadziła ona do wysiedlenia ludności ukraińskiej, która od wieków zamieszkiwała te tereny. W ten sposób Polesie Lubelskie, które przed wojną zamieszkiwał tygiel narodów i kultur stawał się monoetniczny.

Na zakończenie opisywania burzliwych lat powojennych warto wspomnieć jeszcze o jednym epizodzie związanym z wymuszonymi przez nową rzeczywistość relacjami polsko-sowieckimi. W dniach 7 i 8 grudnia 1950 r. władze dokonały ekshumacji żołnierzy KOP poległych w bitwie pod Wytycznem. Ich prochy zostały przeniesione do Włodawy i pochowane na tamtejszym cmentarzu wojskowym. Na chichot historii zakrawa fakt, że zostali oni złożeni obok swoich ,,kolegów” z pola walki tj. czerwonoarmistów, a cała prawda o owej bitwie została przez nową komunistyczną propagandę zakłamana. Utrzymywano w oficjalnej historiografii, że bitwa ta została stoczona z wojskami niemieckimi, a Armia Czerwona, która najechała 17 września Polskę, wypełniając najważniejszy punkt paktu Ribbentrop-Mołotow, szła wyzwalać Białorusinów i Ukraińców spod pręgierza ,,polskich panów”. Dopiero po 1989 r. cała prawda o wydarzeniach rozgrywających się na przełomie września i października 1939 r. w miejscowości Wytyczno mogła ponownie ujrzeć światło dzienne. Do tego prochy żołnierzy poległych w tym miejscu powróciły na swoje miejsce na początku lat 90-tych.  

 


Cechą charakterystyczną okresu powojennego regionu były migracje ludności i znaczny spadek jej liczby, przy jednoczesnym ujednoliceniu składu etnicznego. Przypomnieć należy, że jeszcze w czasie wojny Żydzi (ok. 17% mieszkańców tych terenów pod koniec lat 30-tych) zostali eksterminowani przez władze okupacyjne. Mniejszość niemiecka (ok. 15%) z kolei została przesiedlona na tereny Wielkopolski wcielone bezpośrednio do III Rzeszy w 1939 r. Ukraińcy, którzy dominowali na tym obszarze, przed wojną było ich ok. 45%, zostali przesiedleni w 1947 r. w ramach akcji ,,Wisła”. Tylko nielicznym przedstawicielom tej nacji, którzy zdecydowali się na konwersje na wiarę katolicką udało się pozostać. W ten sposób obszar ten, stanowiący przed wojną mozaikę kulturową stał się monoetniczny. Jednak co niezmiernie ważne, skutkiem powyższych działań był znaczny spadek liczby ludności. O ile jeszcze w 1946 r. gminę Wola Wereszczyńska zamieszkiwało ok. 6 tys. osób, to w 1949 r. było ich już jedynie 4736. Kolejne lata nie przyniosły poprawy w tej tendencji, a nawet kolejny nieznaczny spadek do 4579 mieszkańców w 1966 r. (w samej Woli Wereszczyńskiej w 1945 r. mieszkało 341 Ukraińców i 57 Polaków). Nie sprawdziły się więc przewidywania władz, że majątki poukraińskie przejmą repatrianci ze wschodu. Co prawda po wojnie przybywali oni na te tereny nawet dość licznie, jednak po zapoznaniu się z możliwościami uprawy ziemi, szybko podejmowali decyzje o wyjeździe dalej na zachód. Mało tego, gdy pojawiła się taka możliwość znaczna część miejscowych Polaków decydowała się migrować na Ziemie Odzyskane. W ten sposób wyludniła się m.in. osada Olszowo. W kolejnych latach miejscowa młodzież decydowała się na opuszczanie swoich rodzinnych miejscowości i przenoszenie się do szybko rozwijających się miast, gdzie szukała nadziei na lepszą pracę, własne mieszkanie i możliwość założenia rodzinny.

Chcąc odpowiedzieć na pytanie o powody tych wyjazdów należy przyjrzeć się lokalnej gospodarce. Obszar ten pozostawał terenem zdecydowanie rolniczym. Trudne warunki naturalne i przestarzałe metody gospodarowania miały największy wpływ na bardzo niską stopę życiową mieszkańców. Do tego wojenne kontrybucje na rzecz okupanta spowodowały znaczne zubożenie i tak niebogatej ludności. Tak więc nie ma się co dziwić dobrowolnym migracjom miejscowych. Powojenny stan rolnictwa przedstawiał się katastrofalnie. Brakowało ziarna na zasiewy. Gleby, na których gospodarowano, były słabe i wymagały - chcąc osiągnąć dobre plony - nawożenia nawozami sztucznymi, na które rolników nie było stać. Stan inwentarza żywego w czasie wojny został znacznie zmniejszony. Do tego 1/3 ziemi leżała odłogiem na skutek opuszczenia tych ziem przez Ukraińców. Władze chciały zaradzić temu rozwijając państwowe gospodarstwa rolne i co charakterystyczne dla regionu, również gospodarstwa rybackie. Niestety, ich wydajność pozostawiała wiele do życzenia. Do tego były one demoralizujące dla swoich pracowników. Nagminne były kradzieże i nadużywanie alkoholu w pracy.

Rozwój innych gałęzi gospodarki, jak np. handel i przemysł utrudniał brak dobrych dróg, przez co dotarcie do niektórych miejscowości w czasie wiosennych roztopów suchą stopą było niemożliwe. Oprócz tego duży wpływ miał brak elektryfikacji. Nie dość, że na tym terenie nie było żadnej cegielni, to jeszcze w pierwszych latach po wojnie nie funkcjonował żaden tartak. Potrzeby inwestycyjne były więc bardzo duże, jednak na wszystko brakowało funduszy. Dodatkowo, nowe władze obciążyły ludność szeregiem powinności i nowych obciążeń. Już w 1946 r. wprowadzono nowy ogólnopolski podatek tzw. ,,daninę narodową” zależną od obszaru gospodarstwa rolnego, który miał finansować zagospodarowanie Ziem Odzyskanych. Jeszcze bardziej ,,dokuczliwy” okazał się wprowadzony zaraz po wojnie podatek w ziemiopłodach, który w 1951 r. ewoluował w przymusowy obowiązek sprzedaży na rzecz państwa produktów rolnych (zboża, mięsa, mleka, ziemniaków) po odgórnie ustalonych cenach. Rolnicy z każdej miejscowości mieli wyznaczony kontyngent, który musieli dostarczyć. Choć obowiązki te nigdy nie były wykonywane w całości, to skutecznie wpływały na dochody rolników. Z tego powodu, co odważniejsi z nich ukrywali zboże, a nawet żywy inwentarz w specjalnie przygotowanych na ten cel kryjówkach. Czasem zdarzało się, że zabezpieczony w ten sposób majątek padał łupem złodziei. Dodatkowo gospodarze musieli przez 14 dni w roku pełnić służbę ,,samopomocy rolnej”. Owa pomoc była skierowana dla tych chłopów, którzy na skutek strat wojennych nie byli w stanie dokonać we właściwym czasie zasiewów, czy żniw. Wprowadzono również obowiązek ,,stójki konnej” tj. zapewnienia przewozu funkcjonariuszom służb publicznych, czy wywozu drewna z lasów państwowych. Oprócz tego wprowadzano podatki na konkretne cele. W 1948 r. wszyscy mieszkańcy byli zobowiązani do wpłacenia po 150 zł na budowę nowych szkół w okolicy.

Warunki materialne i naturalne, a do tego niska świadomość w sprawach higieny, miały swój wpływ na stan zdrowia okolicznych mieszkańców. Po wojnie największym zagrożeniem były choroby zakaźne, na które co prawda były szczepionki, ale z powodu biedy społeczeństwa i nowopowstałego państwa, ich zakup był niemożliwy. Dorosłym najbardziej doskwierały gruźlica, tyfus i koklusz. Dzieciom z kolei błonica, odra i zapalenie opon mózgowych. Plagę tych chorób dodatkowo podsycały migracje ludności, brak dostępu do placówek medycznych i kilkuletnie niedożywienie z okresu okupacji. Dopiero przeprowadzone w latach 50-tych szczepienia pozwoliły ograniczyć liczbę zachorowań. Wpływ na polepszenie stanu zdrowotności miał zlokalizowany w Urszulinie ośrodek zdrowia, który od połowy lat 50-tych znajdował się w byłym dworku Przybyszewskich, w którym w niedługim czasie zatrudniono na stałe lekarza. Do mniej poważnych dolegliwości, choć z pewnością bardziej uciążliwych, należał reumatyzm, na który z powodu dużej wilgotności tych terenów cierpiały wszystkie osoby starsze. Jeszcze kilka lat po wojnie dużym problemem były wszelakiego rodzaju niewybuchy, które często powodowały ciężkie urazy lub śmierć. Także przestarzałe narzędzia rolnicze i nieumiejętne posługiwanie się nimi, czasem pod wpływem alkoholu, powodowały wszelakiego rodzaju kontuzje. Z powodu ubóstwa raczono się głównie produkowanym w zaciszu domowym bimbrem, choć był to proceder zakazany przez władze. Nie mogły się bez samogonu obejść wszelkie święta rodzinne, czy państwowe. Niestety, powodował on również uzależnienia części lokalnej społeczności, wpływał na jakość wykonywanej pracy i był przyczyną wielu przestępstw.

Należy stwierdzić, że pierwsze lata po zakończeniu działań zbrojnych były tymi, w których proceder łamania prawa był najczęstszy. Wojenna i powojenna rzeczywistość, w której śmierć i wszechogarniająca bieda były na porządku dziennym, sprzyjały wypaczaniu ludzkich charakterów. Duża liczba wszelakich grup zbrojnych, które działały również po zakończeniu konfliktu światowego i pozyskiwały potrzebne im do egzystencji produkty (np. żywność), nierzadko w drodze przymusowych rekwizycji, czy mówiąc wprost rabunku, tylko tym tendencjom sprzyjało. Młodzież wyrosła w tych warunkach, pozbawiona możliwości nauki i czerpania wyższych wzorców, łatwo schodziła na ,,złą” drogę. Powyższe czynniki sprzyjały rozwojowi przestępczości. Łamanie prawa odbywało się na wszelkie możliwe sposoby. Od zakłócania porządku, przez kradzieże, po ciężkie obrażenia ciała i morderstwa. Demoralizacja społeczeństwa powodowała, że wszelkie obostrzenia władz, o ile możliwość tylko na to pozwalała, były obchodzone przez mieszkańców. Nieliczne siły porządkowe częściej były wykorzystywane w interesie politycznym nowej władzy, niż dla ochrony okolicznych mieszkańców. Aby zwalczać przestępczość ustalono obowiązek nocnych wart w poszczególnych miejscowościach, które pełnili ich mieszkańcy, co miało zapobiegać kradzieżom itp. Z biegiem czasu proceder ten stopniowo zmniejszał się, na co największy wpływ miała stabilizacja życia ludności i zwiększenie liczby funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa.

Stan infrastruktury pozostawił również wiele do życzenia. Z zdecydowana większość dróg była gruntowa, przez co w okresach złej pogody była trudna do przebycia. W nielicznych sklepach prowadzonych przez spółdzielnie gminne notorycznie brakowało towarów pierwszej potrzeby, a także narzędzi i części zamiennych do maszyn rolniczych. W pierwszych latach po wojnie wiele budynków w gospodarstwach wymagało pilnych remontów. Niewiele lepiej było z budynkami użyteczności publicznej, a najgorzej ze szkołami. Zakończenie wojny zastało szkolnictwo w regionie w opłakanym stanie. Budynki były zniszczone, a do tego brakowało kadry pedagogicznej. Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych uczono w prywatnych budynkach, które nie były do tego przystosowane. Sale lekcyjne były przepełnione, dzieciom doskwierało zimno z powodu dziurawych dachów i nieszczelnych okien. Do tego dochodził brak wyposażenia. Brakowało nie tylko książek, map, czy tablic, ale nie było nawet wystarczającej ilości ławek i krzesełek dla dzieci. Jednak, mimo tych wszystkich przeszkód, one same w zdecydowanej większości bardzo chętnie uczestniczyły w zajęciach. Same też podejmowały działania mające na celu pozyskanie funduszy na pomoce dydaktyczne. W tym celu organizowały m.in. biletowane przedstawienia. Sami rodzice również spieszyli często z pomocą chociażby w doraźnych remontach, choć w ich domach sytuacja nie była o wiele lepsza. Dopiero kilkanaście lat po wojnie oddano do użytku nowe szkoły (w 1956 r. w Woli Wereszczyńskiej, w 1960 r. w Urszulinie). Jednak od razu pojawiły się pierwsze problemy. Placówka w Urszulinie od razu okazała się za mała, natomiast w tej pierwszej już w 1960 r. należało wymienić dach i podłogi w salach lekcyjnych i na korytarzu. Generalny remont rozpoczął się w 1961 r. i trwał pięć lat.

Nowa powojenna rzeczywistość wpływała na zmiany w szkolnictwie. W kilka lat po wojnie zakazano nauki religii w szkołach i pozdejmowano krzyże z sal lekcyjnych. Dzieci musiały ponadto uczęszczać na zajęcia propagandowe z ustroju komunistycznego i pozytywów płynących z sojuszu ze Związkiem Radzieckim. Na podobne ,,kursy” musieli po wojnie uczęszczać również dorośli. Oprócz tego prowadzono dla nich lekcje czytania i pisania, walcząc w ten sposób z analfabetyzmem, co traktowano priorytetowo. Choć często zadawalano się tym, że osoba potrafiła się podpisać. Dzieci uczestniczyły w wielu zajęciach pozalekcyjnych. Uczniowie pomagali w okolicznych PGR-ach, zwalczali na polach stonkę ziemniaczaną, czy sprzątali okoliczne miejscowości. Ważną funkcje pełniły również szkolne biblioteki, z których korzystali także dorośli.

Podobnie, jak w przypadku szkolnictwa poprawa warunków następowała i w innych dziedzinach. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych oddano do użytku drogi asfaltowe łączące m.in. Urszulin z Hańskiem i Sosnowicą, co miało duży wpływ na mobilność mieszkańców. W latach 1963-1983 przeprowadzono melioracje okolicznych terenów w ramach budowy kanału Wieprz-Krzna. Umożliwiło to lepsze użytkowanie łąk i pól, jednak dla środowiska okazało się to negatywne ze względu na osuszanie torfowisk, niezwykle cennych z przyrodniczego punktu widzenia. Jezioro Wytyckie powiększono i zmieniono w zbiornik retencyjny. Wiele pracy przy tych inwestycjach wykonali sami mieszkańcy. Pod koniec lat 60-tych zniesiono znienawidzone przez mieszkańców przymusowe dostawy kontyngentów płodów rolnych. W latach 1972-1990 w pobliżu regionu powstała kopalnia węgla kamiennego ,,Bogdanka” i nastąpiła eksploatacja węgla. Nie można nie wspomnieć o elektryfikacji, która odmieniła życie ludzi. Pierwszą miejscowością, która została podłączona do sieci wysokiego napięcia był w 1960 r. Urszulin. Do końca dekady właściwie wszystkie miejscowości tego regionu dostąpiły tego przywileju. W związku z tym szybko w domach pojawiły się radia, a w późniejszych latach telewizory i inne urządzenia elektryczne, choć na początku wzbudzały one nieufność, połączoną jednak z dużą ciekawością.

Pojawienie się tych ,,nowinek” technicznych zagrażało dotychczasowym metodom spędzania czasu wolnego. Póki co, miały się one jednak dobrze. W długie jesienno-zimowe wieczory, kiedy prace polowe były zakończone, było pod dostatkiem czasu, aby spotkać się ze znajomymi, czy sąsiadami, wymienić się informacjami z kraju, czy ze świata, czy po prostu poplotkować. Kobiety umawiały się w jednym z domów do wspólnych prac ,,kobiecych” jak darcie pierza. Mężczyźni z kolei spotykali się u jednego z gospodarzy, aby porozmawiać, często próbując przy tym sąsiedzkiego samogonu i paląc tytoń. Młodzież płci obojga spotykała się na tzw. wieczorynkach w którymś z domów. Ktoś przynosił skrzypce, inny akordeon i odbywały się tańce. Świetlic we wsiach nie było, więc spotykano się w domach prywatnych. Latem z kolei spotykano się nad licznymi w tym regionie jeziorami. Pływano, myto się i prano, łapano ryby w każdy możliwy sposób.

Od lat 60-tych powstają w regionie drużyny harcerskie, a niedługo potem coraz większą popularność zaczął zdobywać sport. Najczęściej grywano w piłkę nożną i siatkówkę. Z biegiem czasu wzrastała aktywizacja mieszkańców na polu społecznym. We wszystkich większych miejscowościach regionu powstawały Ochotnicze Straże Pożarne, a ich członkowie aktywnie pomagali innym w czasie klęsk żywiołowych. Panie z kolei zrzeszały się w Koła Gospodyń Wiejskich, krzewiąc kulturę regionalną i douczając się na specjalnych kursach. Gdy pojawiła się elektryczność, zbierano się, aby wspólnie posłuchać radia, a w kolejnych latach umawiano się na seanse filmowe np. w szkole w Urszulinie, gdzie najwcześniej pojawił się telewizor.

Hucznie obchodzono święta państwowe. Każdego 1 Maja i w rocznicę ogłoszenia manifestu komunistycznego 22 lipca, odbywały się w większych miejscowościach uroczyste pochody i odczyty wygłaszane przez miejscowych przedstawicieli władz, w których wychwalano ustrój komunistyczny i sojusz z ZSRR. Często towarzyszyły im orkiestry, a dzieci szkolne prezentowały ułożone na te okazje akademie. Po wszystkich świętach, bez względu na to czy państwowych, czy kościelnych oblężenie przeżywały miejsca w których można było konsumować alkohol. Szczególnie jedno z nich zdobyło sobie sławę na całą okolicę, a była nią restauracja ,,Urszulka” w Urszulinie. Jak na czasy socjalistyczne spełniała ona znakomicie rolę integracyjną całego społeczeństwa. Przy jej stolikach można było spotkać gminnych urzędników, chłopów, pracowników okolicznych PGR-ów, a także pospolitych pijaków. Co prawda były w niej dwa pomieszczenia (jedno dla bogatszych klientów, a drugie dla tych biedniejszych), ale przedzielone były jedynie kotarą, tak więc towarzystwo często się ze sobą mieszało, a w powietrzu latały nie tylko niecenzuralne słowa, ale również butelki i pięści. Tak więc miejsce to dodawało miejscowości sporo kolorytu i na długie lata zapisało się w pamięci miejscowych. Drugim takim miejscem, w którym spotykali się mieszkańcy regionu był piątkowy targ w Urszulinie. Już w latach 60-tych można było na nim kupić produkty rolne okolicznych rolników. Od początku kolejnej dekady przyjeżdżało tu coraz więcej handlujących z innych regionów Lubelszczyzny. Szybko też pojawiły się na nim nowe produkty, jak zwierzęta hodowlane, odzież, czy narzędzia rolnicze. Nierzadko każdą udaną transakcje szło się uczcić właśnie do ,,Urszulki”.

W latach 70-tych coraz częściej zaczęto doceniać walory przyrodnicze regionu. Tereny te zaczęło odwiedzać coraz więcej turystów, a nad okolicznymi jeziorami m.in. Piaseczno i Zagłębocze powstawały ośrodki wypoczynkowe. Same władze także zauważyły potencjał natury w regionie W latach 1966-1982 utworzono cztery rezerwaty przyrody (Durne Bagno, Jezioro Moszne, Jezioro Długie i Torfowisko Orłowskie), a w 1983 r. powstał Poleski Park Krajobrazowy. W końcu, po wielu latach starań w 1990 r. powołano do życia Poleski Park Narodowy. Pierwszy w Polsce park o charakterze wodno-torfowiskowym, który ma za zadanie ochronę unikalnej przyrody tego regionu.

Po 1989 r. i wprowadzeniu zasad gospodarki kapitalistycznej otworzyły się przed miejscową ludnością nowe możliwości. W latach 90-tych zaczęło powstawać coraz więcej placówek handlowych, drobnych zakładów budowlanych i rzemieślniczych, a także coraz prężniej rozwijała się agroturystyka. Zamiast walczyć z przyrodą, zaczęto wykorzystywać jej potencjał dla dobra miejscowej ludności i upatrywać w niej możliwości rozwoju.